Jeep kojarzony jest głównie z terenówkami, które do jazdy po miejskich bulwarach nieszczególnie się nadają. Nowy model Cherokee powstał już przy współpracy włosko-amerykańskiej i przybywając zza wielkiej wody, chce zagarnąć część terytorium opanowanego przez japońskie i niemieckie SUV-y. Czy Amerykanie dobrze przygotowali się do tej batalii?
Kilka dni temu pojawiła się w sieci informacja, że McDonald’s planuje zlikwidować ze swojego menu kanapkę, która zbudowała potęgę tego przybytku kulinarnej rozpusty, a przy okazji stworzyła całą gwardię wiernych i szczęśliwych grubasków – mogę tak pisać, sam do najmniejszych nie należę. "Le bic mac", jak mawiał Vincent Vega to według oficjalnej tabeli ponad 500 kcal i 25 gram czystego tłuszczyku…
Zacząłem od jedzenia. Zapewne po części dlatego, że jestem na diecie i właśnie popełniam ten tekst w "strefie jadalnej" jednej z krakowskich galerii handlowych, czekając na moją lepszą połowę, ale również dlatego, że amerykańskie samochody w świadomości Polaków są, jak pudełko z Big Mac. Pod ślicznym opakowaniem z kultowym logo znajduje się, zdaniem wielu, niezdrowa, toporna zawartość, która nie przystaje do standardów i mody XXI wieku.
Samochody zza wielkiej wody na pewno wzbudzają zazdrość naszych sąsiadów, rodziny i znajomych, a jeżeli nie zazdrość, to teatralną obojętność w pakiecie z pytaniami typu: "po co ci taki duży silnik, teraz robi się mniejsze i mocniejsze". No właśnie. Po co? Pamiętam, że gdy przywoziłem do Krakowa swojego pierwszego amcara, pierwszym pytaniem było: "jaki to ma silnik?" (w tonacji staropolskiego "olaboga"), a zaraz potem padało już klasyczne: "a wiesz, ile to pali?".
Jeep z modelem Cherokee przeszedł daleką drogę, by móc się stać pełnowymiarowym SUV-em. Na szczęście zachował swoją tożsamość i nie został kolejnym klonem popularnych bulwarówek.
Ostatecznie okazało się, że "Restauracja Pod Złotymi Łukami" nie zamierza na razie rezygnować z serwowania "prawdopodobnie najbardziej znanej kanapki na świecie". Czy zdementowanie tej pogłoski było efektem paniki wśród amerykańskich użytkowników serwisów Facebook i Twitter, czy może rzeczywiście komuś udał się ten kulinarny żart – tego zapewne nie dowiemy się nigdy. Faktem jest, że McDonald’s ogłosił wielkie i rewolucyjne zmiany w swoim menu. Powodem jest słabnąca sprzedaż w USA.
Pierwsze zdjęcia nowego Jeepa Cherokee wywołały u mnie, mówiąc delikatnie, mieszane uczucia. A mówiąc bardziej bezpośrednio, wywołały serię pytań zawierających figury retoryczne, których nie chciałbym tutaj cytować. Jego stylistyka zaprzeczała bowiem wszystkiemu, czego spodziewałem się po tej marce. Przekładając to na kulinaria – to jakbym w McDonald’s zamiast powiększonego zestawu Big Mac (około 1300 kcal) dostał niegazowaną wodę, sałatę i serek wiejski.
Dlaczego projektanci poszli w tak nieoczekiwanym kierunku? Jeep, podobnie jak McDonald’s stanął przed trudnym wyborem. Mógł całkowicie się zmienić oraz dostosować swoją ofertę do szerszego grona odbiorców lub mógł nadal produkować samochody głównie na rynek amerykański z nielicznymi przypadkami sprzedaży poza granicami USA. Być może nasz rynek nie stanowi i nie będzie stanowił łakomego kąska dla motoryzacyjnych firm amerykańskich, niemniej muszą się one liczyć z ofertą japońskich, koreańskich i niemieckich producentów, którzy odnoszą w Stanach Zjednoczonych i Chinach całkiem spore sukcesy. Potwierdzeniem jest fakt, że wśród Top10 kupowanych przez Amerykanów modeli samochodów, aż cztery modele pochodzą z Kraju Kwitnącej Wiśni, a kolejne dwa można nabyć w europejskich salonach sprzedaży.
Oficjalna premiera nowego Jeepa Cherokee całkowicie zmieniła mój punkt widzenia na nową linię i nową ideę prezentowaną przez ten modelu. Zorientowałem się, że będąc przyzwyczajonym do rynkowych trendów, podświadomie oczekiwałem, że powinien on być czymś w rodzaju mniejszej kopii modelu Grand Cherokee. Nic bardziej mylnego. Samochód przy całym spektrum zmian zachował swoją autonomiczność. Ostro zarysowana maska, zwieńczona charakterystycznym siedmioszczelinowym grillem i łajdackie reflektory skrywające światła LED do jazdy dziennej to zestaw, który nie pozwoli pomylić tego modelu z żadnym innym. Całość dopełniają mocno zarysowane błotniki, a wprawne oko znajdzie subtelne nawiązania do Grand Cherokee – jest to linia bocznych szyb oraz trapezoidalne nadkola. Początkowo zabrakło mi tego odważnego stylu w tylnej części nadwozia, ale z drugiej strony „co za dużo, to niezdrowo”. Moim zdaniem styl tego auta broni się sam, ale jak wiadomo, o gustach się nie dyskutuje. Podczas jazd testowych spotkałem się zarówno ze skrajnym zachwytem nad jego wyglądem, jak i cierpkimi słowami krytyki. Oznacza to jedno – samochód ma charakter, a nie charakterek.
Wnętrze – koniec z "amerykańskimi plastikami"!
Wnętrze poprzedniego Jeepa Cherokee nie zachwycało. Miał konkurować z popularnymi w Europie SUV-ami, ale producent zapomniał, że na naszym rynku rozmiar nie jest synonimem luksusu. Wiele zastrzeżeń budziły plastiki kiepskiej jakości i fatalna stylistyka. We wnętrzu nowego Cherokee widać już wyraźne wpływy nowego, włoskiego właściciela. Jest to bowiem pierwszy model, który został stworzony wspólnie przez Fiata i Chryslera po aliansie tych firm. Linie kokpitu są klasyczne i stonowane, a na każdym kroku widać dbałość o wykończenia i bardzo dobrą jakość materiałów.
Podgrzewane i wentylowane przednie fotele wykończone skórą Nappa nie są za wąskie, a siedziska są wystarczająco głębokie. Dzięki temu osoby o pokaźnych gabarytach mogą znaleźć we wnętrzu SUV-a wygodną i komfortową pozycję. Fotel kierowcy jest regulowany elektrycznie, pasażer musi się zadowolić rozwiązaniem opartym na mechanice.
Miejsca z tyłu również nie powinno zabraknąć. Producent zadbał zarówno o przestrzeń na nogi, jak i o wystarczająco dużo miejsca nad głową. Nawet osoby o dużym wzroście nie powinny mieć powodów do narzekania. Tylna kanapa jest dzielona i składana w proporcji 60/40. Dodatkowo można ją przesuwać w poziomie, zwiększając tym samym pojemność bagażnika z 412 do 500 litrów. Siedzenia tylne mają również regulację pochylanie oparcia.
Jeep nie poddał się trendowi stosowania ekranów ciekłokrystalicznych w miejsce zegarów. Klasyczne wskaźniki są czytelne, a estetycznie wkomponowany między nimi kolorowy wyświetlacz informuje o parametrach samochodu. Producent nie powstrzymał się przed dołożeniem wskaźnika ładowania akumulatora oraz ciśnienia i temperatury oleju.
Konsola centralna wyposażona została w 8,4-calowy ekran dotykowy, który spełnia równocześnie rolę centrum multimedialnego samochodu. Menu jest przejrzyste, a jedyne zastrzeżenia mam do sterowania niektórymi funkcjami. O ile siłą nawiewu, temperaturą i ogrzewaniem przednich i tylnych szyb można sterować w tradycyjny sposób, czyli za pomocą pokręteł i przycisków, to ustawienia nawiewów oraz ogrzewanie i wentylacja foteli są dostępne wyłącznie z poziomu ekranu dotykowego. Na szczęście menu jest przejrzyste, ale wydaje mi się, że w tym przypadku lepszym rozwiązaniem są tradycyjne włączniki dostępne na konsoli.
Testowany przeze mnie nowy Jeep Cherokee był w wersji Limited, a pod jego maską pracował dwulitrowy MultiJet II w 170-konnej odmianie. Zestaw ten wyposażony został seryjnie w niespotykaną wcześniej w tym segmencie 9- stopniową, automatyczną skrzynię biegów. Napęd przekazywany jest na cztery koła za pomocą systemu Active Drive I. Za pomocą umieszczonego obok dźwigni zmiany biegów pokrętła można wybrać jeden z czterech trybów pracy układu 4x4 – Auto, Snow, Sport i Sand – nasz wybór, oprócz podświetlenia na konsoli jest dodatkowo komunikowany graficznie na wyświetlaczu pomiędzy zegarami za pomocą grafiki przedstawiającej oblodzonego, ubrudzonego błotem lub piaskiem Jeepa Cherokee. Mała rzecz, a miła dla oka.
Samochód całkiem sprawnie przyspiesza. Sprint do „setki” zajmuje mu nieco ponad 10 sekund, a prędkość maksymalna podawana przez producenta to 192 km/h. Średnie spalanie wynosi około 7,5 do 8 litrów na 100 km. Dla porównania – podczas pierwszych jazd testowych we Włoszech miałem do dyspozycji ten sam silnik, ale w słabszej, bo 140-konnej wersji z 6-biegową manualną skrzynią biegów i napędem na przednie koła. W tej konfiguracji, przy podobnym stylu jazdy udało mi się osiągnąć wynik na poziomie 6,5 litra na 100 km.
Zawieszenie na wskroś europejskie
Wokół amerykańskiej motoryzacji przez lata, a właściwie dziesięciolecia narosło wiele legend. Nie hamują, nie skręcają – to tylko kilka z opinii o ich właściwościach jezdnych. Nie mogę się z tym nie zgodzić. Próba szybkiego pokonania zakrętu pięciometrowym sedanem, który już dawno temu osiągnął pełnoletniość, może skończyć się w najlepszym wypadku kupą strachu zakończonym ewentualnym okrzykiem „hell yeah”.
Jeżeli chodzi o właściwości jezdne, nowy Jeep Cherokee nie powinien mieć żadnych kompleksów. Zawieszenie jest komfortowe i zapewnia sporo precyzji w prowadzeniu, a elektrycznie wspomagany układ kierowniczy nie przeszkadza w dynamicznej jeździe. Pomimo wyżej położonego środka ciężkości samochód nie ma tendencji do przechyłów, a na poprzecznych nierównościach zachowuje się stabilnie. Poziom wyciszenia kabiny jest bardziej niż zadowalający.
W hołdzie przeszłości
Projektanci nowego Jeepa Cherokee, podobnie jak np. ma to miejsce we Wranglerze, poukrywali wiele ciekawych nawiązań do tradycji i dziedzictwa marki. Bardzo lubię takie zabiegi i niemało radości sprawiło mi trafianie na kolejny z elementów. Tak więc kształt konsoli centralnej ma swoje źródło w zarysie atrapy chłodnicy Willysa z 1940 roku, a na dolnej krawędzi przedniej szyby można odszukać naklejkę prezentującą klasycznego Jeepa pokonującego wzniesienie. Koło kierownicy zostało ozdobione sentencją „SINCE 1941”, również forma klamek nawiązuje do klasyki gatunku. W bagażniku natomiast można znaleźć wieszaczki opatrzone charakterystyczną przednią atrapą Willysa.
Dane techniczne testowanej wersji Silnik
Pojemność 1956 cm sześc.
Moc 170 KM (125 kW) przy 4000 obr./min
Moment obrotowy 350 przy 1750 obr./min
Wymiary i osiągi
Długość/szerokość/wysokość 4624/1859/1670 mm
Rozstaw osi 2700 mm
Masa własna 1953 - 1957 kg
Jeep z modelem Cherokee przeszedł daleką drogę, by móc się stać pełnowymiarowym SUV-em. Na szczęście zachował swoją tożsamość i nie został kolejnym klonem popularnych bulwarówek. Amerykanie całkowicie dostosowali go do oczekiwań rynku europejskiego, zachowując równocześnie styl i możliwości terenowe godne logotypu na masce. Jeep, stając przed wyzwaniem stworzenia SUV-a będącego w stanie konkurować z niemieckimi i japońskimi modelami, stanął również na wysokości zadania.
Piotr Rejowski, Wydawca serwisu OnetMoto
Wiadomość