Fiat 500L & Fiat 500
Patrząc na niektóre motoryzacyjne twory można dojść do wniosku, że świat czterech kółek stanął na głowie. Gama modelowa MINI stała się bardziej maxi niż mini, Citroen ze swoją linią DS stara się być antyretro, a następca kultowego Fiata 500 może zabrać na pokład nawet 7 osób. Czy w tym szaleństwie jest metoda? Postanowiłem to sprawdzić w dość nietypowym teście z dwiema "pięćsetkami" w rolach głównych.
Podczas mojej dotychczasowej przygody z motoryzacją miałem styczność z wieloma bardzo różnymi autami. Jedne z nich wywoływały uśmiech na twarzach, inne zazdrość, a jeszcze inne grymas politowania. Za kierownicą luksusowych limuzyn wyglądałem jak szofer, sportowy bolid czynił ze mnie synka bogatego tatusia, a kolorowe auto segmentu A sprawiało, że byłem postrzegany jak ktoś, kto z pewnością wielbi posła Biedronia. Ot, nasze polskie stereotypy i przywary. Dlaczego o tym wspominam? Otóż, pośród tych wielu aut nie było absolutnie żadnego samochodu, który wywoływałby u osób spotkanych po drodze tak jednoznacznie pochlebne, sympatyczne, szczere i uśmiechnięte reakcje. Autem, które przełamało te konwenanse okazał się poczciwy Fiat 500. Kiedyś auto bardzo popularne na włoskich i nie tylko włoskich drogach, dziś pilnie poszukiwany klasyk i prawdziwy biały kruk praktycznie nie do spotkania na polskich arteriach.
Aranżując spotkanie dwóch Fiatów 500 spodziewałem się jednego. Pomimo wspólnej nazwy oraz wielu innych wspólnych mianowników wiedziałem, że kilkadziesiąt lat różnicy oraz zupełna zmiana trendów w motoryzacji już na pierwszy rzut oka będą skutkowały delikatnie mówiąc widocznymi różnicami w rozmiarach obu samochodów. Byłem przygotowany na wiele, ale to co ujrzałem tuz po przybyciu klasyka na umówione miejsce przerosło moje oczekiwania. Zresztą słowo ”przerosło” jest jak najbardziej adekwatne do sytuacji. 5-drzwiowy 500L jest rozdmuchanym autem w stosunku do swojej 3-drzwiowej współczesnej odmiany, ale na tle poczciwego staruszka wygląda niczym Dreamliner przy awionetce. Powierzchnia szklanego dachu w przypadku nowego Fiata jest zapewne niewiele mniejsza niż powierzchnia wszystkich szyb w klasycznej 500. Zresztą długość staruszka wynosząca mniej niż 3 metry mówi sama za siebie.
Czy w stylistyce obydwu samochodów odnajdziemy jakieś wspólne cechy? Tak naprawdę jedynie przednie okrągłe i nieco wyłupiaste reflektory są elementami zbliżonymi do siebie pod kątem stylistyki. Poczciwa i garbata ”pięćsetka” jest autem jedynym w swoim rodzaju. Podobnie jak 500L, który w nieszablonowy od strony designu sposób chce łączyć cechy klasycznego auta z zaletami minivana.
Po dłuższej chwili, gdy emocje związane z drastyczną wręcz różnicą w rozmiarach aut opadły przyjrzałem się bliżej wnętrzu. Te z nowego Fiata 500L znałem już dość dobrze, dlatego na pierwszy ogień poszła kabina klasycznego samochodu. Jeśli jeszcze kiedykolwiek ktoś zacznie narzekać na brak miejsca na nogi, głowę czy stopy w jakimś współczesnym aucie kompaktowym zalecę mu wizytę u właściciela prezentowanej klasycznej ”pięćsetki”.
Wnętrze staruszka jest po prostu ciasne. Chociaż słowo ”ciasne” i tak nie do końca obrazuje faktyczną ilość wolnej przestrzeni. Na tylną kanapę czy też kanapeczkę (też zgłodnieliście?) nawet nie próbowałem się dostać. Ciekawe jak to auto wypadło by w teście dwumetrowa. Może lepiej sobie tego nie wyobrażajmy.
Wspólnie ze słowem ”ciasnota” pod rękę idzie słowo ”prostota”. Siedzenia, lewarek zmiany biegów oraz prędkościomierz. Tylko tyle i aż tyle znalazło się na pokładzie klasycznej 500. Są jeszcze korbki do otwierania przednich szyb oraz przełączniki odpowiadające za włączanie i wyłączanie świateł. Aha, zapomniałbym o kierownicy z dwoma ramionami.
Współczesne wcielenie Fiata 500 w wersji L nie ma absolutnie żadnych problemów z przestronnością. Miejsca na przednich fotelach jest pod dostatkiem, a i pasażerowie z tyłu nie powinni narzekać na ilość wolnej przestrzeni. Wolnej przestrzeni, z której najwięcej przypada na okolice głowy ze względu na dość wysoko poprowadzoną linię dachu. Również w przypadku systemów umilających podróż nowa, duża pięćsetka ma wiele do zaoferowania. Klimatyzacja automatyczna, porządny system audio czy wspomniany nieco wcześniej szklany panoramiczny dach są znakiem naszych czasów. Czy wobec takiego obrotu sprawy poczciwy i kilkudziesięcioletni Fiat 500 spogląda z zawstydzeniem w stronę swojego prawnuczka? Absolutnie nie! On jest wręcz dumny, ze swojego materiałowego dachu, a brak wspomagania kierownicy zdecydowanie poprawia pewność prowadzenia i ”czucie” drogi. W tym momencie następuje mrugnięcie jednym okiem przez prowadzącego i zapada klaps.
Wbrew pozorom oba prezentowane auta mają wspólną cechę, która po delikatnym retuszu i przełożeniu na ówczesne oraz aktualne czasy zyskuje na aktualności. Tą cechą są osiągi. Poczciwa 500 widoczna na zdjęciach pod tylną pokrywą silnika skrywa motor o pojemności 499 centymetrów sześciennych i mocy około 18,5 KM. To się dopiero nazywa downsizing. W czasach swojej świetności takie parametry pozwalały na pokonywanie różnych, z przewagą tych krótszych odległości w tempie zadowalającym. Prezentowany na zdjęciach Fiat 500L co prawda ma ponad dwukrotnie większy silnik (1,3 l M-Jet) o ponad czterokrotnie większej mocy (85 KM), to jednak podobnie jak swój pierwowzór (no może nieco naciągany, ale pierwowzór) pozwala na przemierzanie różnych odległości, również tych dłuższych w tempie zadowalającym. Ponad 15 sekund potrzebne od osiągnięcia 100 km/h w dzisiejszych czasach nie robią wrażenia nawet na kierowcach kilkudziesięcioletnich taksówek przerobionych na gaz. Jakim czasem rozpędzania się od 0 do 100 km/h może pochwalić się stara ”pięćsetka”? Wybaczcie, ale podczas pomiaru w naszym driftboxie wyczerpała się bateria.
Jazdy za kierownicą obydwu samochodów nie da się porównać. Wsiadając, a raczej wciskając się do wnętrza klasycznego auta przenosimy się w świat lat sześćdziesiątych. Szkoda tylko, że biurowce, Solarisy i śpieszący się wszędzie ludzie nie do końca przypominają tamte lata. Pomimo tego na sam widok poczciwego Fiata nawet w smutnych i szarych na co dzień więźniach korporacji budzą się odruchy sympatii i co raz rzadziej spotykanego uśmiechu. 500L również potrafi wzbudzać ciekawość i sympatie. Chociaż do poziomu zaangażowania osób postronnych jaki jest w stanie wyemitować stara ”pięćsetka” jest mu daleko.
W tak sympatycznym i miłym tonie oraz w takiej ciepłej atmosferze aż nie chce się wspominać o pieniądzach. Z czystego obowiązku po cichu wręcz szeptem wspomnę tylko, że ceny Fiata 500L startują z poziomu 54 600 zł. Ceny klasycznego Fiata 500 potrafią zaskakiwać. Niestety niezbyt miło. Egzemplarze w stanie do kapitalnego remontu są wyceniane na ok... 10 000 zł. Taki już urok pożądanych klasyków.
Na początku tego tekstu zadałem pytanie czy czerpanie garściami w bogatej historii danego modelu oraz wykorzystywanie tej kultywowanej aktualnie tradycji do tworzenia nowych odmian samochód nie mających za wiele wspólnego z pierwowzorem ma sens? Klasyczny Fiat 500 był kiedyś autem, które zmotoryzowało półwysep apeniński. Obecnie jest to ceniony i poszukiwany klasyk, który wywołuje olbrzymie pokłady radości na twarzach wszystkich tych, którzy go zobaczą. Fiat 500L, który ze swoim nieco wyimaginowanym pradziadkiem ma niewiele wspólnego nie musi się nerwowo tłumaczyć z ”noszenia” kultowej liczby na tylnej klapie. 500L jest autem wpasowującym się w potrzeby dzisiejszego klienta. Klienta, który wielbi klasyczną ”pięścetkę”, ale posiada rodzinę, psa oraz domek za miastem.
Za pomoc w realizacji materiału dziękuję https://www.facebook.com/500cm
Paweł Kaczor , zdjęcia: Paweł Kaczor
Czytaj więcej na: autocentrum.pl/testy/fiat-500l-amp;-fiat-500-wszystko-zostaje-w-rodzinie/