Nie odpala przy minusowych temperaturach
Co mogę zrobić? Jak zostawie Punciaka na noc w temperaturze ujemnej do -5* (a co dopiero będzie jak -15!) to rano już nie odpala, akumulator pada. Wymieniłem akumulator na nowy i nic to nie pomogło.. Nieraz jeżdże 50 km w dzień, a po nocy już nie odpali. Co można z tym zrobić?
Kilka faktów dla chętnych i nie opornych na wiedzę.
Kilka kwestii w temacie akumulatorów...
Akumulatory kwasowe mają spore samorozładowanie i powinny być doładowywane co 1-3 miesiące. Prawie nikt tego nie robi w sklepach i hurtowniach. Czyli można kupić "nowy" akumulator, który będzie zasiarczony i w krótkim czasie będą problemy z odpalaniem (nie tylko w zimie).
Prawidłowe napięcie ładowania na akumulatorze (jeśli alternator jest w stanie wymusić na akumulatorze 13,8-14,4 V, to automatycznie oznacza, że natężenie prądu też jest OK i nie trzeba go sprawdzać) nie oznacza jeszcze, że akumulator będzie w pełni naładowany (że zdąży się naładować, bo powrót całego kwasu związanego w płytach z powrotem do wody, czyli wzrost gęstości elektrolitu, trwa wiele godzin!).
Stąd w dobrych starych książkach do elektrotechniki samochodowej były zalecenia, aby ładować akumulator jak najczęściej poza pojazdem (jak najdłużej, niewielkim prądem, bo tylko wtedy dajemy akumulatorowi szansę na to, aby gęstość elektrolitu wzrosła do prawidłowej wartości). Warunki ładowania w samochodzie wcale nie są idealne z punktu widzenia akumulatora.
Sprawę pogarsza zwiększony pobór prądu w zgaszonym samochodzie (jak już wyżej ktoś wspomniał, powinno to być jak najmniej, zdecydowanie poniżej 100 mA = 0,1 A). Przy jeździe na krótkich odcinkach i przy nadmiernym poborze prądu na postoju można w kilka dni "zajechać" każdy akumulator (nawet nowy i prawidłowo traktowany w sklepie).
Ogólnie wielkim błędem i proszeniem się o problemy jest zostawianie przyłączonego akumulatora w samochodzie na kilka dni i więcej. Jedziesz na urlop i zostawiasz samochód pod domem? Odłącz akumulator. W starszych pojazdach jak nasze Fiaty Punto, niczym to nie grozi (nic się nie "rozprogramuje").
Jedynym sposobem właściwej oceny stanu akumulatora jest gęstość elektrolitu w stanie naładowanym (i w ogóle sprawdzanie gęstości w trakcie ładowania).
Częstym błędem jest bezmyślne dolewanie wody do akumulatora (dopóki go nie naładujesz i nie sprawdzisz gęstości, nie wiesz czego brakuje w roztworze - wody, czy kwasu) w dodatku zalewanie "na maxa" rozładowanego akumulatora, co spowoduje wylanie się pewnej części elektrolitu w trakcie ładowania (przy ładowaniu elektrolit zwiększa objętość = poziom rośnie), później (po rozładowaniu) znowu stwierdzisz ubytek i znowu dolejesz wody (za każdym razem powodujesz rozcieńczanie kwasu).
Napięcie na akumulatorze przy ładowaniu nie jest jednoznacznym wskaźnikiem jego stanu, bo na każdym akumulatorze można na chama wymusić słynne 14,4 V (kwestia odpowiednio wysokiego prądu i/lub czasu trwania ładowania). Dlatego żadna prosta automatyczna ładowarka nie zapewni tak na prawdę w 100% (ze 100% pewnością) naładowania akumulatora (bo nie wiadomo, czy mimo osiągnięcia 14,4 V przy niewielkim już prądzie, np. 0,5-1,0 A, gęstość nadal powoli nie wzrasta, czyli fizycznie/chemicznie ładowanie się wcale nie zakończyło, a ładowarka je automatycznie przerwie).
Wskaźnikiem pomocniczym kondycji będzie zachowanie ładowanego (czy już naładowanego) akumulatora przy łagodnej próbie wymuszenia większych napięć. Zdrowy akumulator powinien "bronić się" przed wzrostem napięcia w okolicach 15,3-15,6 V. Zdrowy, odłączony akumulator po zakończeniu ładowania trzyma też napięcie (nawet przez kilka godzin) w przedziale 12,75-13,20 V. Sprawny akumulator w okolicach napięcia gazowania (od 14,2 V wzwyż) wydziela gazy, ale spokojnie (jeśli przy np. 14,4 V buzuje jakby się gotował, to niestety nie jest już pierwszej młodości).
To, że pojawiły się akumulatory "bezobsługowe" (z zaklejonymi/zgrzanymi pokrywami i ukrytymi korkami), to nie jest oznaka postępu technicznego, tylko chamstwo i zimna kalkulacja producentów (taka w dzisiejszych czasach moda, że klient jest traktowany jak idiota i wmawia się ludziom, że coraz więcej rzeczy jest nienaprawialna, macie częściej kupować nowe i nie kombinować, a jeszcze rozpowszechniać postawę wyśmiewania/zniechęcania innych do napraw/regeneracji czegokolwiek).
Gęstość elektrolitu w sprawnym, naładowanym akumulatorze powinna wynosić 1,25-1,28 g/cmł.
Osiągnięcie takiego stężenia w trakcie ładowania mocno rozładowanego akumulatora (na którym auto już nie chciało odpalić) może spokojnie trwać 1-3 dni!
Przy czym poziom 14,4 V przy prądzie ładowania wynoszącym kilka amperów może się pojawić na akumulatorze np. już po kilku/kilkunastu godzinach (co wcale nie jest oznaką naładowania, ale 99,9% ładowarek pokaże wam zielone światełko, że niby wszystko jest OK). Gęstość może wynosić wtedy zaledwie 1,20-1,23 g/cmł, co już pozwoli odpalić samochód (można mieć błędne mniemanie, że wszystko jest już w porządku), ale akumulator jest niedoładowany, co w prostej linii prowadzi do zasiarczenia i utraty parametrów akumulatora.
Przepisy na odsiarczanie akumulatora działają i są jak najbardziej warte uwagi (oczywiście akumulatora takiego, w którym płyty się nie rozpadły na kawałki, bo gdy stwierdzimy po wylaniu starego elektrolitu trochę ubytku w postaci "błota", powiedzmy pół kieliszka, to nie ma się czym przejmować). Jeśli ktoś ma szwankujący używany akumulator z dostępem do korków (mogą być pod naklejką i klapką, którą można podważyć śrubokrętem), to polecam przepis z tego tematu: http://www.elektroda.pl/rtvforum/topic681902.html Elektrolit można kupić w sklepach motoryzacyjnych i z akumulatorami (cena 5-6 zł/litr, do akumulatorów w samochodach osobowych wchodzi 1-2 litry).
Opłaca się spróbować zanim przedwcześnie pobiegniemy po nowy akumulator.