Witam serdecznie bo to mój pierwszy post więc wypada sie przywitac ze wszystkimi



Z góry przepraszam za epopeję ale opisuje cala historie jak miałem z silnikiem. Prosze sie nie zrazić oliscia tekstu gdyz chce wszystko omówić bo może ktoś powiąze wszystko i bedzie znal odpowiedź.

Prosze drobna pomoc gdyż mam problem z samochodem.
Otóż posiadam fiaciora fiorino z 95 roku kupionego z komisu. Samochód chodził moge powiedziec "idealnie" tzn palił bez kłopotu. Dymu z rury nie było. Jedyne c zmieniłem to oczywiscie plyny,oleje,pasek rozrządu i uszczelke podszybia bo ciekło.
Zauwazłem jedynie zawilgocenie olejem na uszczelce miski olejowej i cieknace uszczelniacze na polosiach.
Po ok. miesiącu zauwazyłem ,ze cos cieknie mi z ..klaksona.
W sumie nie moglem zidentyfikować co to jest Na poczatku psrzypuszczalem ,że to olej.wWiem ,że to dziwne miejsce ale mogl tam sie dostac z innego miejsca a tylo tam go zauwazylem bo mialem plame na asfalcie.
Jeden mechanik stwierdzil ,że moze byc olej przekladniowy bo dosc byl czysty.Zostalo sprawdzone,poziom wporządku.Zostal olej wymieniony(profilaktycznie).
Dalej ciekło.
Iny mechanik zauwazyl ,że to paliwo.ale skąd??
Dopatrzyłem sie ,że mialem zawilgocony jeden wtrysk.Ale nie lało sie.Poprostu mialem nieco "mokre zabrudzenie". Nieco to olałem bo musialem jezdzic i nie moglem odstawic auta do mechanika.
Pewnego dnia zajrzalem w bagnet i okazalo sie ,że mi gdzies olej uciekł do "min".Dolalem oleju mineralnego i nagle wtrysk przestał cieknac.
Dziwne jak cholera ale tak bylo.
Pomyslalem " laik ze mnie ale udalo sie".Zbieg okolicznosci czy jak??
Nastala zima i wtrysk byl suchy. Na poczatku silnik palił jak igiełka nawet po mrożnej nocy.Cieszylem sie ,że trafilem na dobry model auta.

Pewnego wspaniałego dnia wczesna zimą (ubiegłą oczywiscie) odpaliłem silnik i po około 30 sek. zgasł !
Zdziwiłem się bo nie spodziewałe sie tego ale pomyslałem " zimno a ,ze diesle czasem ciezko na mrozie palą to może tak będzie".
Troszke przygazowałem i pojechałem.Od tamtej pory co odpalam to silnik (zimny) gaśnie. Na poczatku nic z rury nie dymiło jak silnik gasł.Potem zaczelo sie na krotko pojawiać bialy dymek i znikał po przygazówce.
Uruchamiałem ssanie i silnik pracował potem zwalniałem jak sie rozgrzał.

Nastala wiosna.Silnik dalej miał "focha" Odpalał ale po czasem nawet 10 sek. gasł. Mial słabe obroty na zimnym i gasł nawet po 2 razy.
Zrobiło sie nieco cieplej i pojawilo sie znów paliwo w klaksonie.
Dymił jak cholera. Jak sie rozgrzał - przestał.

Pojechalem do mechaniora. Stwierdzil lejace wtryski i walące zawory. Tak tez bylo. Z dostaniem wtrysków bylo ciezko ale udalo sie. Zawory wyregulował i wtrsyki zalozyl.
Z jednym mial problem bo wlasnie ciekł na gwincie. Uruchomił silnik i zcazelo cieknac.Wytrał i nieco dokrecił (minimalnie) bo myslał ,że moze za słabo.Ciekło dalej. Chwycił to na jakims specjalnym kleju do 600 st. Poskutkowało.
Ale dzieki temu stwierdzil ,że ktos grzebał przy wtryskach bo mogl zjechac gwint.
Poinfomował mnie ,ze auto niby bedzie kopciło bo mam nowe wtryski i ten caly nagar ktory sie osiadł dzieki "laniu" starych musi sie nieco wypalić. Łyknąłm jak młody pelikan - dodał tez ,że musze go trzymac na nieco wyższych obrotach ,żeby pomóc w spalaniu.
Zalałem go dieslem ultimate i pojechałem.
Nastepnego dnia stało sie to samo
Kopcił jak skurczybyk( niewiem czy nie gorzej niz przed wymianą wtrysków) Zgasł.
Skonczylo sie ultimate ,zalałem go zwyklym dieslem z NESTE i dodałem STP Koncentrat do czyszczenia wtrysków.
Dodatkowo auto stracilo moc gdyż przed wymiana wtrysków moglem go rozkulac do 140-150 km a teraz z ledwoscia do 120 km.
Mechanik powiedzial że byla mierzona kompresja i na 2 cylindrze zamiast 18 jest 14 atm. ine tez maja rozne ale nieznacznie sie rozniące.
Do dnia dzisiejszego kopci jak cholera. Trzęsie sie silnik. Kaszle nawet po lekkim dodaniu gazu tak jakby miał małe "strzały" ale takie ciche.Słyszalne w kabinie i pod maską.Dym niebieski. Po rozgrzaniu do ok. 80 st ustaje dymienie i strzelanie ale silnik dalej sie trzesie choć obroty (jak na moje ucho) ma równe.

Nie wiem co robić.Czy silnik wymieniać czy remontować czy naprawiać?
OLeju nie bierze.Chyba ,że w tak małych ilościach że tego nie widać. Bo na serio sprawdza bagnet i jest wszystko OK.Spalanie ma nieco wieksze teraz na zwykłym dieslu niz na BIO DIESLU.W sumie BIO był zalany dwa razy i za 100 zł ( ok. 28 litrów) potrafiłem przejechać ok 400 km. teraz za 100 zł załadowałem 23 litry i niewiem czy ze 300 km ujadę. Mysle ,ze duzo tu tez robi gęstośc paliwa.BIO jest gęstsze.
Czeka mnie wiekszy wydatek w tym roku i niechce innego auta kupować a musze tym jezdzic bo zarabia na mnie. Po za tym ma "za...ste" rozwiazenie z otwieranym dachem ,dzieki czemu moge przewizic dlugie elementy.
Ogolnie niechcialbym sie go wyzbywać bo go kupilem wwe wrześniu.
Myslalem nad wymiana silnika z UNO 1.7D bo chyba to te same jednostki a moze mniej zajechane.Ale boje sie kupować bo moge kupic gorszy.
Ma przejechane na liczniku 174tysie ale wiem ,że byl krecony bo na 15 letnie autko to za malo.Jak duzo ....nie wiem.

czy możecie cos poradzić.Pomóc? czy przekładka silnika np na benzynę cos da ale tez z uno bo niechce kombinować z wpasowywaniem silnika innej jednostki.

Zgłosiłem problem do mechanika ale prze ztelefon na razie bo jeszcze nie podjechałe i stwierdzil ,że moze pompa wtryskowa.
Mam obawy ,że moze zaczac ze mnie zdzierać wynajdujac kolejene czesci do wymiany.

Przepraszam raz jeszcze za epopeje ale juz nie wiem co robic.

Pozdrawiam
M