Blisko rok temu zatrzymano mi prawo jazdy na trzy miesiące z powodu rzekomego przekroczenia prędkości o 56 km/h na Moście Zawackiej. Z kompletnie niewytłumaczalnych powodów jest to "teren zabudowany". Jest tam ograniczenie do 70 km/h. Zdecydowana większość kierowców przekracza tę prędkość. Spróbujcie jechać tam 70... wyprzedzą Was nawet ciężarówki. Jest to idealne miejsce dla policji do polowania i wyrabiania planu. Od początku kwestionowałem pomiar. Byłem pewny, że jechałem 100 km/h, Na liczniku trzymałem ok. 105 km/h, realnie liczniki zawyżają prędkość, więc w rzeczywistości było kilka km/h mniej. Po zatrzymaniu mnie pokazano mi film, na którym policja ewidentnie zbliża się do mnie w trakcie pomiaru. Mój pojazd stale rośnie w kadrze. Videorejestrator nie wskazuje prędkości pojazdu jadącego przed nim. Wskazuje prędkość radiowozu, w którym jest zamontowany. Dlatego warunkiem pomiaru jest taka sama odległość od pojazdu na początku i na końcu pomiaru. Policjanci "mierzą" z dużej odległości, zwykle z kilkuset metrów. Kamera pracuje na zoomie, w moim przypadku 22x. Odcinek pomiaru to tylko 100 m, czyli przy takich prędkościach ok. 3 sekundy.
Zaproponowano mi mandat 500 zł, 10 punktów i odebrano prawo jazdy na 3 miesiące. Nie zgodziłem się i sprawa trafiła do sądu. Prawa jazdy oczywiście mi nie oddano. W czasie oczekiwania na sprawę w sądzie, Urząd Miejski wydał decyzję o zatrzymaniu, dając wiarę wersji policji, która utrzymywała, że pomiar nie budzi żadnych wątpliwości. Odwołałem się do Samorządowego Kolegium Odwoławczego, które również dało wiarę policji, nie starając się zweryfikować moich wątpliwości. Minęły 3 miesiące i oddano mi prawo jazdy. Odbyły się trzy rozprawy w sądzie. Na pierwszej jeden z policjantów powiedział, że możliwe, że pomiar nie jest prawidłowy, oni na tak małym ekranie nie widzą czy się zbliżają czy nie... zresztą nie miał wtedy szkolenia z wideorejestratorów i to nie on dokonał pomiaru, tylko kolega :-) Na drugiej rozprawie pojawił się ten kolega. Był butny i utrzymywał, że wszystko było w porządku. Kiedy pokazałem mu wydruk klatek z filmu (pierwsza i ostatnia klatka z pomiaru) i zapytałem, czy pojazd "rośnie" w kadrze, czy nie? Powiedział, że on tego nie będzie oceniał. Na wydruku widać, ze mój pojazd rośnie o ok. 20%.
Sędzia postanowił dopuścić dowód z opinii biegłego z zakresu metrologii i pomiaru prędkości pojazdów. Opinia potwierdziła moją wersję wydarzeń. Biegły uznał, że pomiar został wykonany niezgodnie z instrukcją obsługi urządzenia pomiarowego, a moją prędkość oszacował ma 99 km/h. Policja zawyżyła wynik o 27 km/h tj. o ponad 20%.
Policja natychmiast zmieniła wniosek o ukaranie z przekroczenia prędkości o 56 km/h na przekroczenie o 29 km/h i zażądała 200 zł grzywny i obciążenia mnie kosztami sądowymi (ok. 2000 zł). Zwróciłem się do sądu, że tylko z powodu niekompetencji policji sprawa trafiła na wokandę. Gdyby na moście zaproponowano mi 200 zł i 4 pkt. karne, przyjąłbym mandat i nie byłoby tematu. Sędzia przyznał mi rację i stwierdził, że jeśli w tej sprawie mamy choćby otrzeć się o sprawiedliwość, to nie mogę być obciążony tymi kosztami.
Czas na drugi etap. Muszę wnieść o wznowienie postępowania administracyjnego i zażądać unieważnienia decyzji o zatrzymaniu prawa jazdy. Kto wie jakie skutki prawne może to mieć w przyszłości.
Następnym krokiem będzie sprawa w sądzie cywilnym o zadośćuczynienie. Dojeżdżałem ponad 70 km do pracy, miałem rehabilitację ręki na drugim końcu miasta. Uciążliwość była ogromna. Moja wolność została poważnie ograniczona. Trzeba będzie skarżyć policję, jakkolwiek zapłacimy wszyscy z podatków, ale bez obaw! Ten biznes ma sens! Jeśli przyjmiemy średnią wielkość mandatu równą 250 zł i ok. 20 mandatów dziennie, to jeden radiowóz może dostarczyć rocznie ponad 1.8 mln zł. Ewentualne zadośćuczynienie nie uszczupli zbytnio tego budżetu.
Wątkiem pobocznym w tej sprawie była seria skarg, które złożyłem na policjanta, który mnie w to wpakował.
Wyszedł na drogę bez kamizelki, a tuż po zabraniu mi prawa jazdy przekroczył na tym samym moście prędkość o 19 km/h.
Dowiedziałem się tego z filmu z wideorejestratora, który objął nieco więcej niż moją sprawę. Policjantka prowadząca sprawę umorzyła ją, nie znajdując danych dostatecznie udowadniających podejrzenie popełnienia czynu. Miałem z nią bardzo ostrą rozmowę, wytknąłem jej, że chroni kolegę, udało mi się zepsuć jej dzień Jakkolwiek złożyłem zażalenie i z pomocą prasy udało się doprowadzić do ukarania policjanta. Aby tak się stało, przeprowadzono eksperyment procesowy (!), który miał sprawdzić, czy wideorejestrator działa poprawnie. Cóż... w moim przypadku nikt się takimi pierdołami nie przejął. Ostatecznie jednak dostał mandat i... aż się wyżalił przed sądem, że zasypuję go skargami i jak to powiedział: "nawet dostałem mandat!" :-)
Jego koleżanka, która starała się go uchronić przed mandatem, reprezentowała policję przed sądem w mojej sprawie. Widziałem, jak się witali na sądowym korytarzu, znają się dobrze. No cóż, tym razem się nie udało zamieść pod dywan.
Jest jeszcze jedna skarga. Komendant wstrzymał się do czasu wyroku sądu i na piśmie zobowiązał się do przeprowadzenia postępowania dyscyplinarnego wobec funkcjonariuszy, jeśli sąd stwierdzi nieprawidłowości związane z pomiarem. Przypomniałem już o tym Panu Komendantowi. Pewnie będzie wesoło.
Czas na drugą rundę!
1 pomiar 126kmh.png
2 pomiar 120kmh.png
02 a.jpg