To jest widok strony w wersji do druku
-
Ile kosztuje samochód?
Tak sobie czytam różne watki i w jednym z nich jest taka myśl że trzeba co jakiś czas dobić czynnik do klimy i ze to właściwie drobiazg.
i tak sobie te drobiazgi dodałem i takie małe (średnio dokładne wyliczenie n.t kosztów posiadania auta na przykładzie tipo z T-jet LPG:
Zalożenie: przebieg roczny 15000
poniżej koszty roczne w PLN
paliwo 2700 (lpg zuzycie 9 l po 2 zł, przy benzynie zużycie 7,2 po 4,6 zł wyniesie 4968 zł
olej 150
opony 180 (szacunkowa trwałość na 100 tys po 1200 zł/kpl)
klocki tarcze 90 (szacunkowa trwałość na 100 tys po 600 zł/kpl)
rozrząd 90 (szacunkowa trwałość na 100 tys po 600 zł/kpl, w praktyce po 5 latach)
płyn spryskiwacze 50
płyn hamulcowy 20
płyn chłodniczy 20
świece 60 (co 30 tys 120 zł/kpl)
amortyzacja 5000 (wartość zakupu 60 tys a po 8 latach sprzedany za 20 tys)
przegląd rej. 160
ubezpieczenie 1200 (średniorocznie dla całego okresu, na poczatku drożej poźniej taniej)
Razem rocznie 9720
Razem miesięcznie 810
Szacunki bardzo optymistyczne że nic nie dokładamy, nie ma awarii i w zasadzie obsługa bez kosztów robocizny.
Bez dobijania klimy :-).
Oczywiście dla różnych przebiegów różna bedzie proporcja kosztów stałych i zmiennych
Najwięcej waży utrata wartości ale w sumie dla taniego samochodu jakim jest tipo przy jeździe na benzynie i korzystaniu z warsztatów najniższa krajowa żeby utrzymać tylko samochód to może być mało.
Zapraszam do dyskusji
-
Mało kto patrzy tak na koszty ,ale ciekawe podliczenie . Można zaczepić się do ubezpieczenia ,ponieważ niestety drożeją,a i czasem warto mieć AC dla auta nawet gdy warte jest w przedziale 20 do 30 tyś zł .Ceny części też można zbić itd,ale to może dać najwyżej obniżkę z tych 810 zł na 750 zł co jest konkretną liczbą przeliczając na średnie zarobki. Dlatego tak wielu woli auta niemieckie czy inne ,ale 15letnie ,a nie nowe ,ponieważ średni koszt utrzymania takiego niemca może być podobny,lecz inna jest cena zakupu .Zapewne 90 proc ludzi wolałaby jeździć nowym autem,ale nie stać ich po prostu ,a na siłę kupować nowe? Tak robiono w okolicach lat 2000 ,wtedy popis był ważny,teraz ludzie zmądrzeli i sporo z nich nie chce pokazu ,odreagowania po poprzednim systemie.
-
Ale te 810 zawiera już koszt zakupu...
-
A faktycznie,co nie zmienia podejścia kupujących ,że nie stać ich za średnią krajową zakupić auta za gotówkę ,a zakup TIPO na raty zmienia w tym momencie wyliczenia kolegi całkowicie. Zakup auta za 15 tyś plus coś na wsad ,daje nam z 18 tyś ,a koszty odsprzedaży takiego auta też nie wyniosą 0 zł ,co zapewne zrobi koszty średnie w połowie tych z auta nowego.
-
i dlatego ja wolę kupić nowe, 10-12 lat jeździć (max 250-280tys) i opierniczyć niech inny się martwi naprawami ;)
-
Obawiam się, że przez te 10-12 lat to Ty się będziesz martwił tymi naprawami, a następny właściciel będzie się cieszył z naprawionego samochodu ;-)
-
W 2010 roku kupiłem mondeo z 2005 i jeździłem równe 7 lat. Sprzedałem i podliczyłem koszt eksploatacji za 7 lat bo miałem kwity absolutnie na wszystko. Wyszło ponad 110000zl po odsprzedaży auta. Kosmos koszty. Naprawiałam na oryginałach w aso a jak było ekstremalnie za drogo to na najlepszych zamiennikach. Wszystko było sprawne i diesle nie kopcił i nie śmierdział, tak mam ze wszystko technicznie musi być na tip top. Usłyszałem powiedzenie ze powinno kupować się auto nowe za maksymalnie tyle ile ma się na picie to wtedy na spokojnie się je utrzyma i tak zrobiłem. Ujowe to aso fiata ale tańsze i części tez.
-
Cytat:
Napisał
Qvadrat Usłyszałem powiedzenie ze powinno kupować się auto nowe za maksymalnie tyle ile ma się na picie.
Też hołduję tej zasadzie, jeszcze lepiej jak to jest netto. Różnica w jakości życia jaką daje auto za 50-60 tys. a takie za 100 jest zbyt mała żeby warto było to robić. Mówie o prywatnym użytku i dochodach w pierwszym progu podatkowym czy tam poczatkach drugiego (pit ~100kpln). Sa oczywiscie osoby o wyzszych dochodach ale statystycznie to ich jest garstka ( w drugi prog w 2016 wchodzilo 3% ludzi, pomijam szarą strefę itp.). Sa też tacy co żyją chwilą i konsekwencje zakupu auta ponad stan ponosi cała rodzina. I robi sie jak w kawale: W telewizji mowią ze wódka podrożała. A synek do ojca: Tatusiu czy to oznacza ze będziesz mniej pił? A ten na to: Nie, to oznacza że ty będziesz mniej jadł. :)
Tak czy inaczej warto mieć świadomość ile kasy ciągną takie cztery kółka i odpowiednio tym zarządzać aby np. nie kupować na kredyt bo to podnosi koszty zabawy diametralnie (chyba że na ten kredyt zarobi)i robi się efekt domina.Unikać potencjalnie kosztownych rozwiązań technicznych itp. I uodpornić się na sztuczki "sprzedawców marzeń"wciskających niepotrzebne rzeczy. Też warto znaleźć moment kiedy koszty napraw starego zblizająsię do amortyzacji nowego wtedy warto podjąć decyzje o zakupie.
-
Cytat:
Napisał
marx30 co jakiś czas dobić czynnik do klimy i ze to właściwie drobiazg.
I to jest bardzo sprytna sztuczka - pozornie nieistotne drobiazgi, niewielkie podwyżki, w sumie dają potężne koszty. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że przy niewielkich przebiegach jakie robią, dużo taniej wyszłyby taksówki i auto z wypożyczalni na wakacje/wycieczki....
-
Cytat:
Napisał
kartonik Obawiam się, że przez te 10-12 lat to Ty się będziesz martwił tymi naprawami, a następny właściciel będzie się cieszył z naprawionego samochodu ;-)
logan - 2010 lub 2011, wymieniłem tarcze i klocki z przodu, myślę że jeszcze z parę lat pojeżdżę,
Fiat - 2003rok i tak od 2013 zaczęły się spore naprawy (w sumie przy przebiegu powyżej 190 tys chyba).
dlatego też max 10-12 lat lub 250-280tys przebiegu (mówię o jednostce 120km tjet).
Albo przebieg albo wiek zależy co pierwsze.
(Automat) Autor dopisał treść. Post został scalony.
Cytat:
Napisał
Qvadrat ....powiedzenie ze powinno kupować się auto nowe za maksymalnie tyle ile ma się na picie to wtedy na spokojnie się je utrzyma i tak zrobiłem. Ujowe to aso fiata ale tańsze i części tez.
hmm - wiesz że coś w tym jest, logana kupiłem właśnie za tyle, netto wyszedł mnie trochę mniej niż kwota na picie. Teraz rozkminiam tipo tjet i wyjdzie mnie chyba też tyle ile mam na pit a nie liczę że jeszcze 50%vat upierniczę.
-
Cytat:
Napisał
kjk I to jest bardzo sprytna sztuczka - pozornie nieistotne drobiazgi, niewielkie podwyżki, w sumie dają potężne koszty. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy, że przy niewielkich przebiegach jakie robią, dużo taniej wyszłyby taksówki i auto z wypożyczalni na wakacje/wycieczki....
Auto ma jeździć. Jak stoi (a jest w miare nowe) utrata wartości i ubezpieczenie+przegląd generują duże koszty stałe. Taki podatek od samego posiadania. Z drugiej strony car sharing ostatnio tak bardzo reklamowany, wynajem krótko czy długoterminowy jest wciąz zbyt drogi. Sa też takie sytuacje że bez auta nie da rady np. dojazd do pracy komunikacją jest zbyt długi/uciążliwy. Ale uczciwe serwisowanie przykładowego taniego tipka takie "zgodne ze sztuką" w ASO na oryginałach, wymiany filtrów pod wpływem opinii pana z serwisu (np. w punto przy ok 12 tys. straszył że filtr powietrza to jest zapchany) kosztuje sporo więcej niż wyliczyłem. A to przełożenie opon/kół, a to kalibracja TPMS a to pierdnięcie w oponki azotem ;-).
Jak byłem mały mój chrzestny mawiał ze każde naciśnięcie gazu czy hamulca kosztuje (te 30 lat temu pewnie było to relatywnie więcej). Zastanawiałem się o co mu chodzi, przeciez tylko jedziemy :).
-
Cytat:
Napisał
marx30 Jak byłem mały mój chrzestny mawiał ze każde naciśnięcie gazu czy hamulca kosztuje (te 30 lat temu pewnie było to relatywnie więcej). Zastanawiałem się o co mu chodzi, przeciez tylko jedziemy .
:smile::smile: teraz już pewnie wiesz...... mi zawsze tato to powtarzał gdy pozwalał gówniarzowi (czyli mi) przejechać się raz od święta jakąś boczną dziurawą dróżką...
-
Kwota na picie :smile: Fajnie się kojarzy.Trzeba by dużo pić :smile:
-
Cytat:
Napisał
Qvadrat W 2010 roku kupiłem mondeo z 2005 i jeździłem równe 7 lat. Sprzedałem i podliczyłem koszt eksploatacji za 7 lat bo miałem kwity absolutnie na wszystko. Wyszło ponad 110000zl po odsprzedaży auta. Kosmos koszty.
sporo wyszło , większość to chyba koszt paliwa był ? , czy tak się psuł ?
ja jako biedak od zawsze jeżdżę uzywanymi fiatami i alfami , ale o tyle mam dobrze że jestem mechanikiem , więc tylko koszt części liczę ;) , na nowe mnie mentalnie nie stać , tzn co innego kupić nieruchomość , a co innego nowe auto , dla mnie to równoważne ze spaleniem pieniędzy , oczywiście inaczej jak mamy działalność i pojazd pracuje na siebie
-
A to kolejna z mądrości (poniekąd słuszna): Kupuj najdroższą nieruchomość na jaką cię stać i najtańsza auto jakim możesz jeździć. Tyle że na nieruchomości też mozna stracić. Duże domy traca na atrakcyjności, zmienia się demografia itp.
-
Cytat:
Napisał
Godfrey na nowe mnie mentalnie nie stać
Mniej więcej to samo chciałem napisać, ale odpuściłem. Nowe auto nie ma dla mnie żadnej "wartości dodanej" poza zapachem (nie żeby mi coś śmierdziało w "starych", śmierdzieli z założenia nie kupuję). Godfrey jest mechanikiem, ja lubię dłubać przy samochodach, drobne a nawet trochę grubsze awarie mnie nie przeszkadzają. Szczególnie że w przypadku starych aut przeważnie nie trzeba szukać po całym mieście wyciskacza przepychacza droserklapy (tylko do tego jednego modelu samochodu) żeby coś naprawić, a koszt samych części (albo zamienników) też nie zabija (szczególnie jeśli to popularna u nas marka).
Stać mnie na nowy samochód (mniej więcej w cenie Tipo), nawet się przymierzałem ... Ale:
Po 1 doszedłem do wniosku że w zasadzie nie potrzebuję własnego samochodu. Mam pełny dostęp do firmowego, nawet chcieli żebym go trzymał pod domem (ale garaż za niski na busa, a na podwórku sraki ptaja czy jakoś tak, szkoda wozu). Mam też pod domem auto teściów (bo staruszkowie już go nie używają a sprzedawać nie chcą). Jeżdżę prywatnie tyle co do sklepu po grubsze zakupy i 2-3 razy w miesiącu gdzieś "do ludzi" albo na małą wycieczkę. I raz do roku na wczasy, ewentualnie jeszcze dam się dziecku naciągnąć na wyjazd w drugi koniec kraju żeby zobaczyć coś zajefajnego. I tyle, niż czego nie dało by się załatwić komunikacją publiczną / taksówką / autem służbowym.
Po 2 samochody na które mnie stać nie podobają ni się AŻ TAK żeby je kupić, a te które mi się bardziej podobają są dla mnie za drogie. Dużo za drogie, i w zakupie i w eksploatacji.
-
Ja tam sobie zdawałem sprawę, że jazda taksówką mnie dużo taniej wyjdzie, nawet jak raz w roku pojadę nią nad morze bo w Krakowie są ogromne korki a jazda motorkiem to przyjemność a rowerem to zdrowie - musi być naprawdę fatalna pogoda, żeby jechać tu autem. Do tego zawsze miałem auta używane bo przebiegi małe (i to nie jakieś super drogie bo raczej nie mam potrzeby szpanować samochodem - ostatnie sprzedałem za połowę miesięcznych zarobków). Gdyby nie pojawiło się mega tanie Tipo w sedanie to bym kupił używaną Octavię za 40-50k ale za dużo ostatnio na wykopie wpadek, że kupowali niby igiełki a potem wyszło ze składane z ćwiartek i nie wiadomo jak przy wypadku by się to zachowało a ryzykować życie zony i dziecka to juz trochę lipa (jak bym miał pewność, że przy 50km/h choć jedna z 7 poduszek powietrznych odpali i auto nie poskłada się w harmonijkę to może bym kupił jakieś audi z V6).
-
Też liczę sobie na bieżąco,od kilku aut wstecz, koszty posiadania samochodu....no i niestety zawsze wychodzą to grube pieniądze.
Ale ponieważ pracę mam za rogiem (często idę z buta) i dużo jeżdżę w celach turystycznych (często "weekendowo" raz na czas dalej) można to policzyć w sposób inny: czego bym nie zobaczył, przeżył nie mając samochodu. Pewno wydałbym te same albo większe pieniądze w biurze podróży i jechał tam gdzie są wolne miejsca a nie gdzie dusza zapragnie - a ograniczeń nie lubię w tej kwestii. U mnie więc auto amortyzuje się w przyjemny sposób i nie żal mi wydatków z nim związanych.
Co do auto nowe/używane.
Już to liczyłem parę razy, taniej i przede wszystkim pewniej wychodzi kupić nowe auto na 0-200kkm niż 2x takie same (100kkm -200kkm).
No ale dla niektórych tania marka jest nie do przełknięcia i muszą D klasą, najlepiej niemiecką 10-cio letnią + śmigać.
-
ech, ja mieszkam na wsi - więc bez auta jak bez ręki bo wszędzie trza dojechać, czasem jest to raz na 2 tygodnie, czasem raz na tydzień a ten tydzień to codziennie po 12km a to jest minimum bo jestem na urlopie. Jak skończy się urlop to ok 110km w jedną stronę do roboty tak ze 12-15 razy w miesiącu.
No i jak coś walnie i trza po części jechać do siakiejś maszyny. No i jak do jakiegoś specjalisty lekarza ktoś musi skoczyć to też te 100-150km się kłania.
Tak więc kupno nowego auta ma sens w moim przypadku. Gdybym mieszkał w mieście+firmowe auto do celów prywatnych jak ma koleżanka nikt by mnie nie przekonał do kupna auta.
Natomiast nie znoszę 10-12 letniego VW który na drodze kopci jak stary autosan h9 ale kierowca dumny bo zawsze jeździ VW.
-
Dobrze to czytać :). Bo juz myślałem że jestem już tak zgrzybialy że nic mnie nie cieszy a auto stało się przedmiotem codziennego użytku i radości z tego tyle co z nowego odkurzacza. No może trochę wiecej bo zabawka wieksza i bardziej skomplikowana. Z pewnością nie pisałbym tyle na forum o odkurzaczach :).
Bo szukając auta i jeżdżąc po różnych salonach ogladając egzemplarze różnych marek nie miekły mi kolana, ciężko było mi o "ochy" i "achy" nad różnymi bajerami czy też legendami sprzedawców. Nawet rzeczy stosunkowo drogie (np. Mercedes A klasy) nie powalały na kolana tak, żeby warto w to "zainwestować".
Ale prawie 10 lat temu było inaczej, jak kupowałem alfę to emocje jeszcze grały (dziś sam się z siebie śmieję jakich kitów słuchałem), dziś raczej chłodna kalkulacja.
No marzy mi się może jakiś unikat ale jak zwykle z posiadaniem czegoś kolejnego wiążą sie kłopoty/obowiązki.