ata
Nowe nie znaczy lepsze
przez
w dniu 04-07-2012 o 21:45 (2539 Odwiedzin)
Wiecie co ... nowe samochody to złom ulegający błyskawicznej degradacji w porównaniu z konstrukcjami sprzed 30 lat.
Nie chodzi mi o Merce "nie do zdarcia" (przebiegi 400-500k km na taksówce bez remontu) czy inne znane z wytrzymałości modele. Mówię o zwykłych, tanich, popularnych małych samochodach. Nawet 126p byłby bardziej niezawodny i wytrzymał by większe przebiegi niż współczesne samochody ... gdyby nie pewne drobne niedoróbki, w socjalizmie "nie do usunięcia".
W roku 1991 (albo 2?) kupiłem sobie Toyote Starlet rocznik 1982 z całkiem słusznym przebiegiem ~250 000 km. Mniej więcej taką:
Toyota Starlet history and information
Silniczek 1300, 3 drzwiowe nadwozie, żadnych ekstrasów poza radiem.
Wóz kupiłem w Szwajcarii, a właściwie dostałem, nieważne. W każdym razie jeszcze przed tym jak go przywiozłem do kraju pojechałem z pierwszym właścicielem do serwisu Toyoty, i tam mechanik po sprawdzeniu samochodu (nic nie musiałem wymieniać) powiedział mi jedno:
"Jak ci się przepalą żarówki w kabinie albo urwie klamka zewnętrzna odstaw wóz na szrot"
Wtedy myślałem że żartuje, nie żartował!
Przejechałem tym autem 370 000 km (czyli łączny przebieg 620 000 km), dwa razy w międzyczasie rozbiłem (nic poważnego, tylko trochę blachy i plastiki do wymiany), często woziłem ładunki po 300-400 kg ... używałem. Z grubszych rzeczy wymieniłem raz akumulator i raz amortyzatory tylne (tak, wiem - za duże ładunki woziłem). Wymieniałem też paski, filtry, szczęki i klocki hamulcowe, opony - ale to są dla mnie "materiały eksploatacyjne". Tłumik jeden łatałem a drugi wymieniłem. Sprzęgła nie wymieniałem.
Po ośmiu latach (i kolejnych 370k km przebiegu) najpierw przepaliła mi się żarówka, niedługo potem klamka kierowcy została w ręku przy otwieraniu, a po miesiącu okazało się że zbiornik cieknie - perforacja na całym zgrzewie. I to był koniec, bo przy wyjmowaniu zbiornika zobaczyłem co się dzieje z podwoziem (w miejscach normalnie niedostępnych).
Silnika ani układu przeniesienia napędu nie musiałem dotykać przez cały czas eksploatacji samochodu, poza normalną obsługą (czyszczenie, płyny filtry itp). NIC i NIGDY nie wysiadło w sposób uniemożliwiający dojazd do najbliższego kowala (czyli miejsca gdzie dało się naprawić uszkodzenie).
Ktoś powie "udany egzemplarz". Wcale nie, bywałem na zachodzie i widziałem dziesiątki tych Toyot równie starych i równie sprawnych. Na szrotach widywałem egzemplarze wyglądające lepiej niż mój i w lepszym stanie technicznym (niemcy pozbywali się bo auto stare i mało warte, a ubezpieczenie drogie).
Który samochód wyprodukowany w roku 2012 tyle wytrzyma? jakie będą koszty eksploatacji i serwisów przez 20 lat?
Samochód sprzedawany dziś jest obliczony na użytkowanie "gwarancja plus jeden dzień", i tyle na pewno wytrzyma (chyba żeby nie - patrz niektóre modele VW i BMW i poważne problemy z silnikami przy przebiegach poniżej 200k km). Potem koszt eksploatacji ma być na tyle duży żeby wymusić zakup nowego. Czas zużycia każdego elementu da się wyliczyć, a skoro "da się" to po co produkować "wieczne" samochody?
... chyba po to żeby producent zbankrutował