Zobacz pełną wersję : Drogówka
Z racji licznych pytań i próśb o poradę (pisuję też na innych forach), postanowiłem założyć nowy temat związany z problematyką ruchu drogowego. Na początek problematyczna kolizja. Forumowiczka zadała pytanie:
Pod koniec miesiąca stycznia, moja świeżo upieczona "kierowniczka" Sis miała "niezwykłe" spotkanie trzeciego stopnia z naszą władzą, bo tym jak niby to Ona była winna spowodowanej kolizji do jakiej doszło na osiedlowej drodze tuż przed jej blokiem...
Jaaaa jestem w szoku! Poprawcie mnie jeżeli się mylę...
Jadąc drogą osiedlową gdzie jest ograniczenie 30km/h i wiedząc, że będzie za chwilę parkować, zwalniam troszkę prawda? Więc tak tez moja sis uczyniła, wrzuciła migacz, do skrętu w lewo i będąc pewna że nic nie nadjeżdża z przeciwka zaczęła wykonywać manewr skrętu w lewo celem wjechania na parking. Wtem ni stąd i zowąd z cały impetem wjechał w nia samochód, który ją wyprzedzał widząc, że ona skręca w lewo uprzednio dając migacz... Przyjechała policja i stwierdziła ze to jej wina bo nie zachowała odpowiednie ostrożności przy skręcaniu w lewo hahahahahahah no niech mnie ktoś poprawi ! Cy Ona była winna że facet w niedozwolonym miejscu zaczął ją wyprzedzać?? Przed pasami ! Widząc ze skręca ! O matko Boska!!
Do przedtsawionej sytuacji dołączono szkic, z którego jednak nic nie wynikało, bo rysowniczka zapomniała o wymiarowaniu, znakach pionowych i poziomych.
Moja odpowiedź:
Niestety policjanci mieli rację! Gościu który wjechał w Twoją sis był, co najwyżej winny:
- przekroczenia dopuszczalnej prędkości na danym odcinku drogi,
- wyprzedzania w miejscu niedozwolonym,
- ewentualnie przekroczenia linii ciągłej (nie narysowałaś, czy była)
Natomiast kierująca skręcająca w lewo ma zawsze obowiązek upewnienia się czy, wykonanie tego manewru nikomu nie zagraża. Tu nie upewniła się, czy nie jest już wyprzedzana przez innego użytkownika drogi.
Kierunkowskaz ma tu drugorzędne znaczenie.
Mam nadzieję, że znajdzie się jeszcze parę problemów do rozwiązania, a moje porady okażą się pomocne.
Część dalsza dyskusji.
Moja mama też miała taką sytuację, prawie identyczną, z tym że sytuacja działa się w obszarze zabudowanym, ograniczenie prędkości do 50, linia podwójna ciągła, wcześniej było skrzyżowanie i przejście dla pieszych. Lekko na poboczu, ale jeszcze i na jezdni na boku stał traktor, jechał sznur aut i każdy go omijał po kolei, z naprzeciwka nic nie jechało. Mama wrzuca kierunkowskaz lekko omijając w lewo i nagle huk - nie popatrzała w lusterko, facet wyprzedzał z całą pewnością (bo byłem przy sytuacji) inne auta: na zakręcie, na podwójnej ciągłej, na skrzyżowaniu, na przejściu dla pieszych, z prędkością około 80-100km/h , jednym słowem skończony idiota. Fakt - wina może i była mojej mamy że nie popatrzała w lusterko, ale patrząc na to z drugiej strony - co ten facet robił w tamtym miejscu? Efekt przyjazdu policji: pierwszy mandat (również 1 kolizja) w 20-letniej historii kierowania pojazdami przez moją mamę no i uszkodzony błotnik, kierunek i lampa. Ale jest też tak, że policjanci jak widzą kobietę, to skłaniają się zwykle ku temu, że to jej wina.
Ja się pytam - gdzie tu jest sprawiedliwość? Facet powinien też dostać mandat za ww. przewinienia + stwarzanie zagrożenia. Ale ja policjantem nie jestem...
A skąd wiesz, że nie dostał mandatu? Myślę, że gościu dostał mandacik i punkciki, tylko Ty o tym nie wiesz. Gdyby jednak było inaczej to sprawca kolizji może wręcz przymusić policjantów do podjęcia czynności i nałożenia mandatu na sprawcę wykroczenia, bądź zbiegu wykroczeń. W rozumieniu dosłownym - mówię policjantom "tak przyjmuję mandat za spowodowanie kolizji, jednak zracji tego, że poszkodowany wykonując niedozwolony manewr (manewry) przyczynił się do jej zaistnienia, żądam ukarania także jego. W innym przypadku odmawiam przyjęcia mandatu".
Jest takie przysłowie "pokorne cielę dwie krowy ssie" i taka zasada obowiązuje także w rozmowie z policjantem. Nie ma nic gorszego, niż wykazać policjantowi, że inni też tak robią, albo nie daj Bóg sugerować żeby zajął się bandziorami, a nie czepiał się kierowców. Od każdej reguły bywają jednak odstępstwa, gdyż w każdym stadzie znajdzie się jakaś czarna owca. Ładnych parę lat temu (sam byłem wtedy policjantem), jechałem Polonezem truckiem swojego brata. Było to auto dość zaniedbane (jak to wóz budowlańca), ale całkowicie sprawne. Na drodze zatrzymał mnie patrol i po wyjątkowo długich poszukiwaniach ewentualnych usterek, jeden z mundurowych oświadczył, że zatrzymuje mi dowód rejestracyjny za... "brak okładziny ciernej na pedale hamulca". Trochę się we mnie zagotowało, w związku z czym powiedziałem, "jeśli aż tak ci się nudzi, to zrób koledze loda - przynajmniej jeden będzie zadowolony z twojej pracy". Faktem jest, że w razie draki wyciągnąłbym asa z rękawa (legitymacja), ale nie musiałem tego robić... Gliniarz poczerwieniał na gębie i powiedział "wypier..."
W kwestii "pokornych cieląt" przytoczę nieco inny przykład. Kolega miał stłuczkę (jakaś blond okularnica wjechała mu w zadek). Na miejsce przyjechał patrol drogówki i po spisaniu danych i ukaraniu mandatem blond sprawczyni zajęli się wypisywaniem pokwitowań na zatrzymane dowody rejestracyjne. Kolega, pomny moich rad, poprosił policjantów by na pokwitowaniu wpisywali, że powodem zatrzymania dokumentu nie są uszkodzenia pokolizyjne, a uszkodzone, niesprawne oświetlenie pojazdu, gdyż tym sposobem zaoszczędzą mu kłopotów. Tak też zrobili. Prócz kłopotów kolega zaoszczędził ponad 200 zł na badaniu techniczym (przegląd pokolizyjny kosztuje 250 zł, a przegląd częściowy 20 zł za każdą usterkę). Ponadto auto kolegi miało instalację gazową, co powoduje konieczność wymiany butli na nową (koszt około 400 zł). Ten przepis wydaje się trochę bzdurny, ale czego to nasze urzędasy nie wymyślą, aby skuteczniej drenować nasze kieszenie. W przypadku samochodu z instalacją LPG wymagana jest wymiana butli, gdyż uszkodzenia pokolizyjne mogą obejmować także samą instalację.
hak64 , bardzo lubię czytać Twoje posty. Pisz więcej takich opowiastek.
Też zawsze uważałem, że więcej się załatwi miłym słowem i uśmiechem, niż agresją i pretensjami.
Scoobany
02-03-2014, 15:58
JA nigdy się z nimi nie kłucę wole pogadać pośmiać się i też inaczej patrzą :) czasem kończy się tylko na upomnieniem
Ja też.od dawna daje sobie na luz, w końcu to ich praca. Jakiś szacunek się nalezy
kamilo62
02-03-2014, 19:58
a dajcie spokoj. Policja to jednym slowem Bot i OT robia w telewizji..wszedzie tylko pijani kierowcy i smiertelne wypadki..I tylko OT robia zamiast zamknac takich ludzi co do metra wjezdzaja.
zamiast zamknac takich ludzi co do metra wjezdzaja. Wybacz, ale to nie od nich zależy. Jak jeszcze pracowałem w firmie moi koledzy 5 razy w ciągu pół roku zatrzymywali gościa, który za każdym razem miał ponad 1 promil (właściciel komisu samochodowego). Za każdym razem wnioskowałem (bo prowadziłem wypadki i przestępstwa drogowe) o zastosowanie aresztu i za każdym razem faceta puszczali wolno, bo ... miał raka żołądka (żaden areszt nie chciał takiego zawodnika). Dezyzja o zastosowaniu aresztu zależy od sądu, a jak ktoś zna prawo (tak jak pani która wjechała do stacji metra), to zawsze wynajdzie jakąś furtkę prawną, która pozwoli może nie na uniknięcie kary, ale uniknięcie aresztu tak.
Znalazłem taką ciekawostkę - dość tragiczna w skutkach, ale nie o tym chcę napisać.
Winny, choć miał zielone. Pędził 130 km w centrum stolicy (http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34862,15560784,Winny__choc_mial_zielone__Pedzil_ 130_km_w_centrum.html?piano_d=1)
Sam artykuł mówi dużo o skutkach, procesie i konsekwencjach, natomiast niewiele jest tam informacji na temat przyczyny zdarzenia, a jeszcze mniej o przepisach, które zostały naruszone. Kierujący mercedesem (sprawca wypadku) przekroczył ponad dwukrotnie dopuszczalną na danym odcinku drogi prędkość. Śmiem twierdzić, że biegły sporządzający opinię do tego zdarzenia określił to jako "jazda z prędkością uniemożliwiającą podjęcie prawidłowej reakcji na wytworzoną sytuację zagrożenia". Biorąc pod uwagę samo wyprzedzanie, to co prawda art 24 ustawy Prawo o ruchu drogowym zezwala na podjęcie manewru wyprzedzania z prawej strony na drodze dwujezdniowej o wydzielonych pasach ruchu, ale tu mamy do czynienia z wyprzedzaniem na skrzyżowaniu na którym nie ma sygnalizacji i ruch nie jest kierowany (w takim przypadku wyprzedzanie było by dopuszczalne). Ponadto w rejonie skrzyżowania znajduje się oznakowane przejścię dla pieszych. Jest jeszcze jeden mocny aspekt uzasadniający całkowite przypisanie winy kierującemu mercedesem. Przystępując do manewru wyprzedzania naruszył on linię ciągłą. Zmiana pasa ruchu bezpośrednio przed skrzyżowaniem spowodowała, że kierujący Oplem wykonał manewr skrętu w lewo będąc pewnym, że mercedes znajduje się za poprzedzającym go pojazdem Nissan, tym samym swym manewrem nikomu nie będzie zagrażał (co zresztą potwierdził kierujący Nissanem).
Swoją drogą niesamowite, że gość z tego wypadku wyszedł cało.. Przydzwonić w auto z prędkości 130km/h (nawet jeśli hamował i było to trochę mniej), zabić 3 osoby i samemu wyjść bez szwanku.. Nie znam gościa, sprawy itp.. Nie jestem też przekonany czy taki wyrok coś da - coś dobrego.. Więzienia raczej nie resocjalizują. I oczywiście wcale go nie bronię - idiotą był i pewnie już będzie nadal...
(nawet jeśli hamował i było to trochę mniej), To nie tak, jak myślisz. Jeśli podano prędkość 130 km/h, to była to prędkość wyliczona w chwili uderzenia i nie mogła ona być mniejsza. Na potrzeby postępowania dowodowego biegli sporządzają opinie i nie opierają się na domysłach. W atrykule mowa jest o mercedesie za kilkaset tyś zł, a więc samochodzie na wskroś nowoczesnym, wyposażonym w ABS i inne systemy bezpieczeństwa. Taki samochód nie zostawia śladów hamowania (no chyba, że droga jest lekko wilgotna, ale nie mokra). Prędość określana jest zatem na podstawie wyliczeń wynikających z mas pojazdów uczestniczących w zdarzeniu, ich pozycji powypadkowej, oraz uszkodzeń powstałych w wyniku kontaktu z pojazdami i porzeszkodami. Istnieją dość precyzyjne metody określania prędkości nawet na podstawie samych uszkodzeń. Wiadomym jest, że każdy przedmiot - aby go odkształcić - wymaga użycia określonej siły, tę zaś można dość łatwo przeliczyć na prędkość (o ile zna się masę przedmiotu - z samochodami zwykle nie ma problemu - bo producent podaje te wartości, wystarczy doliczyć masę ładunku i pasażerów).
Nie no rozumiem wszystko ;) Rozumiem również to co w moim poprzednim poście określiłem jako dziwne - że nic mu się nie stało.. Otylia jak wiemy w trakcie wypadku w którym zginął jej brat miała na budziku 170.. Duże auto, duża masa własna, tysiące godzin inżynierów mercedesa i mamy skutek taki :) Tego nie wiem ale wydawałoby mi się nawet logiczne jeżeli auto za takie pieniądze rejestrowało coś w rodzaju crash daty czyli ostatnie momenty, siły hamowania, czasy reakcji itp..
wydawałoby mi się nawet logiczne jeżeli auto za takie pieniądze rejestrowało coś w rodzaju crash daty czyli ostatnie momenty, siły hamowania, czasy reakcji itp.. O ile mi wiadomo w samochodach na razie nie montują czarnych skrzynek, a taka by w istocie musiała być, skoro ma rejestrować "ostatnie momenty". Problem w tym, który moment wybrać?! Rozwiązania widzę dwa, albo rejestrowane są wszystkie parametry pracy samochodu (non stop), albo rejestrator włączany jest, podobnie jak w czujnikach ruchu, w momencie podjęcia gwałtownego hamowania, lub też komputer sygnalizuje prawdopodobieństwo kolizji.
Rozumiem również to co w moim poprzednim poście określiłem jako dziwne - że nic mu się nie stało. Masa robi swoje! To przecież było zderzenie samochodu o niemal dwukrotnie większej masie, z innym autem w dodatku ustawionym prostopadle do kierunku ruchu. Paradoksalnie kierującego mercedesem uratowała jego prędkość. On zwyczajnie zdmuchnął opla z drogi. Przy określonych wartościach masy i prędkości dochodzi czasem do niewiarygodnych sytuacji. I tak dla przykładu: potrącenie pieszego przez samochód osobowy poruszający się z prędkością w granicach 40-60 km/h kończy się za zwyczaj śmiercią tego pierwszego, bo pieszy kładzie się na maskę i uderza głową o szybę, krawędź dachu lub słupek (w zależności od rodzaju auta - im dłuższa maska tym większe szanse dla pieszego). Natomiast to samo zdarzenie, ale prędkość w granicach 80-100 km/h daje znacznie większe prawdopodobieństwo przeżycia pieszego, bo choć będzie miał dalece poważniejsze obrażenia nóg, to siła uderzenia wyrzuca go w górę i przelatuje ponad dachem. Inny przykład to uderzenie samochodu w ścianę. Dla pewnych niewielkich prędkości (do 30 km/h) uszkodzenia będą dotyczyć tylko samochodu. Powyżej tej wartości będziemy już mieć do czynienia z kasacją auta i poważnymi obrażeniami kierowcy i pasażerów. Jednak przy jeszcze większych prędkościach (to już zależy od rodzaju i grubości ściany), zarówno auto, jak i pasażerowie ucierpią mniej, bo sciana się rozsypie amortyzując siłę uderzenia.
Znalazłem na interii takie coś, co mi wykręca flaki, ale na razie nie będę komentował (poczekam, na Wasze uwagi).
Uważaj na te sytuacje. Możesz okazać się winnym stłuczki - Motoryzacja w INTERIA.PL (http://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/bezpieczenstwo/news/uwazaj-na-te-sytuacje-mozesz-okazac-sie-winnym-stluczki,1999437)
Jedym słowem "kamera"... Dobrze taką mieć. Teść też miał taką sytuację że gość wyprzedzał, wcisnąl się przed nim i nagle zahamował.. Sprawa skończyła się w sądzie ale mimo świadka przegrał..
To się z pewnością przyda, zwłaszcza tym, którzy lubią docisnąć but do podłogi.
Panie i panowie, Trybunał Konstytucyjny RP w dniu 12 marca 2014 uznał, że obowiązek wskazania sprawcy wykroczenia drogowego przez właściciela pojazdu jest zgodny z Konstytucją RP. Mając jednak na uwadze, że tylko Policja (nie Straż Miejska, Straż Gminna, czy GITD) ma prawo do karania za "niewskazanie" sprawcy (art. 96 § 3 kw), wszelkie wezwania do zapłaty, bądź wskazania sprawcy wykroczenia wystawione przez wymienione w nawiasie instytucje są bezprawne. Stosowny zapis orzeczenia TK jednoznacznie to potwierdza "nie ma podstaw prawnych adresowanie do właściciela lub posiadacza pojazdu przez uprawniony organ alternatywnego żądania wskazania, komu został powierzony pojazd do kierowania, lub używania w oznaczonym czasie, albo przyjęcia mandatu karnego za popełnione wykroczenie drogowe".
Jak to rozumieć? Ano tak. Jeżeli organ uprawniony nie ma pewności, kto jest sprawcą wykroczenia drogowego, to nie może wszczynać postępowania mandatowego. Najpierw musi zatem ustalić sprawcę wykroczenia, a co za tym idzie, bezprawne jest nakładanie mandatu na właściciela pojazdu i jednocześnie żądanie od niego wskazania osoby odpowiedzialnej za popełnienie wykroczenia drogowego. I tu znowu cytacik z rzeczonego orzeczenia TK "Jeżeli organ nie ma wątpliwości, kto jest sprawcą wykroczenia drogowego, co jest warunkiem koniecznym do ukarania go mandatem w postępowaniu mandatowym, nie może jednocześnie podejmować czynności zmierzających w kierunku ujawnienia innego sprawcy tego wykroczenia"
Czy prawdę mówiąc oznaczałoby to pewną bezkarność wszystkich którzy zostali przyfoceni z fotopstryczka ;)
Czy prawdę mówiąc oznaczałoby to pewną bezkarność wszystkich którzy zostali przyfoceni z fotopstryczka No niezupełnie wszystkich, ale na pewno tych, którym przysłano mandacik i jednocześnie pytanko, kto jechał... Istotne jest także, kto do nas pisze, bo tylko policja ma prawo karać właściciela pojazdu za niewskazanie sprawcy wykroczenia. Co ciekawe zagłębiając się dalej w temat można dojść do logicznego wniosku, że wszystkie wcześniej wystawione mandaty, zawierające jednocześnie klauzulę żądania wskazania sprawcy wykroczenia, były bezprawne, a co za tym idzie, można żądać zwrotu wpłaconych już mandatów i anulowania punktów karnych. Jeśli taki scenariusz wystąpił by masowo, to czarno widzę te wszystkie Straże Miejskie.
No prawdę mówiąc ja miałem taki przypadek, narzeczona również..
Tu coś na potwierdzenie tego, co napisałem. Mandaty straży miejskiej do zwrotu? (http://moto.onet.pl/raporty/mandaty-strazy-miejskiej-do-zwrotu/nht18)
Wdałem się ostatnio w dyskusję na temat wyprzedzania. Konkretnie gościu żalił się, że drogówka go zatrzymała, bo wyprzedzał kilka pojazdów na raz, przy czym podczas wyprzedzania jeden z samochodów wyprzedzanych zajechał mu drogę, gdyż także chciał wyprzedzić. Mandat dostał ten od zajechania drogi, ale dlaczego temu pogrożono palcem? Ano dlatego, że kodeks drogowy mówi o wyprzedzaniu pojazdu, a nie pojazdów. Wyprzedzanie to manewr wymagający współpracy kierujących pojazdami :wyprzedzanym i wyprzedzającym. Ten wyprzedzany ma obowiązek nie utrudniać wykonania manewru temu wyprzedzającemu tj, nie może zwiększać prędkości, powinien zjechać jak najbardziej do krawędzi jezdni i zostawić odstęp od pojazdu poprzedzającego, aby wyprzedzający mógł bezpiecznie zakończyć manewr. Tu odpowiedź jednego z forumowiczów "O!!! A jak te pojazdy jadą blisko siebie (może też powoli) to mam się między nie na moment wciskać i tak skakać i się rozpychać ponownie i wtedy jest ok. i zagrożenia nie ma? Czy to co piszesz to jest ustanowione w przepisach? Jeżeli tak to kolejna bzdura do nie przestrzegania."
Tu następny "Kopałem dziś kilka godzin i nie ma nic w przepisach kodeksu drogowego że nie można wyprzedzić kilku pojazdów na raz".
Moja odpowiedź:
Jest niestety subtelna różnica pomiędzy wyprzedzaniem ciągu pojazdów, a podjęciem kolejnego wyprzedzania, po upewnieniu się, że ten manewr nikomu nie zagraża. Na potwierdzenie przypadek policjanta. Jechał oznakowanym radiowozem (bez sygnałów uprzywilejowania), podjął manewr wyprzedzania kilku pojazdów (dokładnie 6 "osobówek"). W trakcie wykonywania wyprzedzania zauważył, że trzeci od przodu hamuje, a drugi wykonuje manewr skrętu w lewo - doszło do wypadku (radiowóz wjechał w skręcające w lewo auto). Kobieta skręcająca w lewo trafiła do szpitala. Decyzja sądu (w oparciu o dwie niezależne opinie biegłych)- kierujący radiowozem współwinny spowodowania wypadku (nieprawidłowe wyprzedzanie /bez upewnienia się czy wykonanie manewru nikomu nie zagraża/, oraz przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 20 km/h). Dlaczego zaznaczyłem "nikomu", bo podejmunąc manewr wyprzedzania widzimy tylko poprzedzający nas pojazd i zarysy pozostałych. Nie widzimy ich świateł i kierunkowskazów, tym samym nie może być mowy o upewnieniu się, czy nikomu nie zagrażamy, ani też o "zachowaniu szczególnej ostrożności" podczas wyprzedzania (art 24ust.2 PRD). W tej sytuacji wystarczającym dowodem na uznanie częściowej winy policjanta, były światła stop pojazdu 3 -go "stanowiące oczywisty i wystarczający sygnał, że dla pojazdu wyprzedzającego brak jest dostatecznych warunków do kontynuowania wyprzedzania"(w oparciu o wyrok SN).
Fajny tekst. Dzięki hak64. To pytanie. Czyli, jeżeli mieć czyste sumienie podczas wyprzedzania to powinienem wyprzedzać maksymalnie tylko 1 pojazd?
Niekoniecznie. Nie można mówić, że podjąłem manewr wyprzedzania ciągu pojazdów, bo wtedy nie spełniasz wymogu upewnienia się, czy komuś nie zagrażasz, ani też nie zachowujesz szczególnej ostrożności. Należy robić swoje, ale mówić tak: "podjąłem manewr wyprzedzania, po czym widząc, że nikomu nie zagrażam i mam dostateczną widoczność i miejsce, wyprzedziłem kolejny pojazd, po czym nie widząc żadnego zagrożenia kolejny. Za każdym jednak razem wyprzedzamy jeden pojazd i upewniamy się, czy możemy wyprzedzić następny.
może wykorzystam temat i podpytam o sytuację w której ostatnio często się znajduje i nie bardzo wiem jak to wygląda od strony PRD:
skrzyżowanie typu T, każdy kierunek ma 3 pasy. na skrzyżowaniu jadąc od prawej strony litery T chce zawrócić, mam sygnalizator ze strzałką i brak zakazu zawracania. zaraz po zawróceniu chce skręcić w prawo więc staram się szybko zająć prawy pas (zwłaszcza że w tym miejscu mocno się korkuje ruch i często wszystkie 3 pasy są "pełne"). jednocześnie gdy ja mam zieloną strzałkę w lewo (nie warunkową, a zielone światło w formie strzałki), kierujący jadący od dołu litery T mają światło zielone (bez wskazania ruchu) oraz czerwoną strzałkę w lewo. kto ma pierwszeństwo wjazdu na skrzyżowaniu ?
Sorry, ale czytam to i czytam i nie jak nie mogę sobie wyobrazić owego skrzyżowania. Nie piszesz nic o znakach poziomych (malowanych na jezdni), czy są tam wyłącznie linie przerywane, czy ciągłe z możliwością warunkowego przekroczenia, czy są namalowane strzałki kierunkowe na poszczególnych pasach ruchu. Inna rzecz, że
mam sygnalizator ze strzałką i brak zakazu zawracania brak zakazu nie zawsze oznacza, że zawracanie jest dozwolone. Wystarczy bowiem znak nakazu. Załóżmy, że dwa z trzech pasów ruchu przeznaczone są do jazdy na wprost, a trzeci (lewy) do skrętu w lewo. Będzie to oznaczać tylko w lewo.
kierujący jadący od dołu litery T mają światło zielone (bez wskazania ruchu) oraz czerwoną strzałkę w lewo. Troczę nie zgadza mi się to z opisem skrzyżowania. Napisałeś, że każdy kierunek ma trzy pasy ruchu. Jak więc to wygląda, skoro nie można na wprost tylko w prawo lub w lewo? Ile jest pasów ruchu dla kierunku przeciwnego (dla tych którzy skręcają w dół z prawej lub lewej strony)? Co oznacza czerwona strzałka w lewo (czy jest to sygnalizator z namalowaną strzałką, czy też zwykły sygnalizator i brak zielonej strzałki przy sygnalizatorze? Bez wizualizacji, a w zasadzie nawet bez własnego, naocznego sprawdzenia, nie jestem w stanie dać Ci jednoznacznej odpowiedzi (za dużo tu czynników warunkujących). W zasadzie w sytuacjach wątpliwych (nie chodzi mi tu o możliwość zostania ukaranym mandatem, a raczej o bezpieczeństwo swoje i innych), lepiej skręcić w lewo, po czym przy najbliższej sposobności znowu w lewo i jesteś na właściwym pasie.
troche uprościłem opis, ale postaram się trochę wątpliwości rozwiać korzystając z streetview:
dla mnie skrzyżowanie daje możliwość skrętu w każdym kierunku, dwa skrajne lewe pasy są tylko do skrętu w lewo, sygnalizator jest w kształcie strzałki (strzałka w lewo na sygnalizatorze, w każdym z 3 kolorów):
14587
oczywiście stoję na skrajnie lewym pasie i chce zawrócić.
Osoby po mojej lewej mają możliwość skrętu tylko lewo-prawo (na wprost jest tunel pod skrzyżowaniem):
14588
do skrętu w prawo jest tylko jeden pas: skrajny prawy. sygnalizator jest zwykły (pełne koło). skręcający w lewo mają sygnalizator z strzałkami (strzałka w lewo na sygnalizatorze, w każdym z 3 kolorów).
a tak wygląda jezdnia na odnodze skrzyżowania na którą wjeżdżamy:
14589
zdjęcie zrobione z perspektywy osoby jadącej w prawo, ja swój manewr wykonuje z pasa na którym stoi insignia zawracając tuż przy krawędzi.
W zasadzie w sytuacjach wątpliwych (nie chodzi mi tu o możliwość zostania ukaranym mandatem, a raczej o bezpieczeństwo swoje i innych), lepiej skręcić w lewo, po czym przy najbliższej sposobności znowu w lewo i jesteś na właściwym pasie.
akurat na tym skrzyżowaniu taki manewr w godzinach szczytu kosztowałby mnie co najmniej 20 min, ale zgadzam się z Twoim podejściem, przy czym i tak nie uniknie się zawracania :) bądź objazdu paru ulic dwukrotnie skręcając w lewo.
sygnalizator jest w kształcie strzałki (strzałka w lewo na sygnalizatorze, w każdym z 3 kolorów):
No i samo to juz mówi, ze nie mozna zawracac na tym skrzyzowaniu ;)
Nie wnikając w kolejne szczegóły... jeśli masz tam sygnalizator tylko ze strzałką, to zawracanie jest zabronione. Z braku czasu nie odpowiem osobiście na ten temat - pozłużę się gotowcem. (autor- asfalt z forum prawojazdy.com.pl)
Można zawracać wszędzie, zawczasu sygnalizując manewr, w odpowiednich warunkach i po upewnieniu się, że nie spowoduje to zagrożenia bezpieczeństwa, ani nawet jego utrudnienia innym uczestnikom ruchu, poza miejscami, gdzie jest to zabronione, czyli:
1) w tunelu
2) na moście
3) wiadukcie
4) autostradzie
5) drodze ekspresowej, z wyjątkiem miejsc do tego przeznaczonych
6) drodze jednokierunkowej
7) przy znakach:
a) Obrazek - B-23 - zakaz zawracania - do skrzyżowania włącznie, można jednak skręcić w lewo
b) Obrazek - B-21 - zakaz skrętu w lewo - jedynie na najbliższym skrzyżowaniu, do skrzyżowania można skręcić w lewo i zawrócić, np. wjeżdżając do bramy/domu/posesji itd.
c) linii ciągłej
d) Obrazek - sygalizacji kierunkowej S-3, chyba że jest to sygnalizacja kierunkowa dla zawracania ze strzałką zawracania - wtedy można naturalnie zawracać
e) Obrazek - C-5 - nakaz jazdy prosto
f) Obrazek - C-3 - nakaz jazdy w lewo (przed znakiem)
g) Obrazek - C-4 - nakaz jazdy w lewo (za znakiem)
h) Obrazek - C-1 - nakaz jazdy w prawo (przed znakiem)
i) Obrazek - C-2 - nakaz jazdy w prawo (za znakiem)
j) Obrazek - C-6 - nakaz jazdy prosto lub skrętu w prawo (za znakiem)
k) Obrazek - C-7 - nakaz jazdy prosto lub skrętu w lewo (za znakiem)
l) Obrazek - C-8 - nakaz skrętu w lewo lub w prawo (za znakiem)
Znak B-23 Obrazek (zakaz zawracania):
- może być anulowany przed skrzyżowaniem przez znak Obrazek (B-24 koniec zakazu zawracania) oraz Obrazek (B-42 koniec zakazów)
- pod ww. znakiem może znajdować się znak uzupełniający F-7 Obrazek pokazujący sposób, w jaki należy zawrócić (np. skręcić w prawo i trzy razy w lewo) w związku z tym zakazem.
- w razie potrzeby uprzedzenia kierujących, że zakaz wyrażony tym znakiem obowiązuje na dłuższym odcinku drogi, pod znakiem umieszczona jest tabliczka Obrazek T-20 określająca tę odległość.
MOŻNA natomiast zawracać , także w odpowiednich warunkach i po upewnieniu się, że nie spowoduje to zagrożenia bezpieczeństwa, ani nawet jego utrudnienia innym uczestnikom ruchu, z lewego, skrajnego pasa, na skrzyżowaniach z sygnalizacją "normalną" S-1 Obrazek
oraz S-2 (z "przyczepioną" strzałką) Obrazek,
a także ze skrajnego, lewego pasa przy poziomej strzałce kierunkowej P-8b Obrazek
oraz na połączonych strzałkach P-8a, P-8b i P-8c,
jak na przykład tu: Obrazek lub tu: Obrazek,
a także naturalnie na strzałce P-8c (zawracania): Obrazek
Analogicznie zawracać można na znakach F-10 i F-11:
Obrazek
Znak ukazuje kierunki jazdy z poszczególnych pasów ruchu. Zawracanie możliwe tu jest z lewego, skrajnego pasa.
Obrazek
Podobnie jak wyżej, znak ten ukazuje kierunki jazdy z pasa ruchu, ale nad tym, nad którym został umieszczony. Jeśli jest to skrajny, lewy pas, to również możliwe jest zawracanie.
Zawracać można tylko z lewego skrajnego pasa, chyba że wymiary pojazdu uniemożliwiają taki manewr.
Sorki. Nie weszły obrazki, w związku z czym podaję link. http://www.forum.prawojazdy.com.pl/viewtopic.php?t=6784
ok, dzięki w takim razie wszystko jasne.
Wrzucam kolejną ciekawostkę, z tym że na razie nie podam finału (liczę na uwagi czytelników).
Rzecz dzieje się w mieście. Droga dwujezdniowa, oddzielona pasem zieleni. Taksówka z dwoma pasażerami stoi na lewym pasie jezdni, na skrzyżowaniu w oczekiwaniu na zmianę światła sygnalizatora (do jazdy na wprost). Zarówno taksówkarz, jak i pasażerowie widzą mocno nietrzeźwego pieszego, usiłującego przejść po przejściu dla pieszych na sąsiednim skrzyżowaniu (odległym o jakieś 70m). Nietrzeźwy zatacza się to w jedną, to w drugą stronę, chwyta się latarni usiłując złapać równowagę, przewraca się, po czym przy pomocy latarni wraca do pionu... Następuje zmiana świateł taksówka rusza i kontynuuje jazdę lewym pasem zbliżając się do nietrzeżwego pieszego, któremu jeszcze nie udało się pożegnać z latarnią i stoi, chwiejąc się na wysepce pomiedzy jezdniami. Taksówka jedzie już z prędkością przekraczającą dopuszczalną (trochę powyżej 50km/h), gdy nagle pieszemu "uciekła" latarnia i zataczając się wpada bezpośrednio przed maskę taksówki. Hamowanie awaryjne nie zdało się na wiele. Taksówka przejeżdża po nietrzeźwym, leżącym na jezdni... on już nic nie powie...
Kto waszym zdaniem jest winien spowodowania wypadku i dlaczego?
Kluczowe jest to:
Zarówno taksówkarz, jak i pasażerowie widzą mocno nietrzeźwego pieszego,
Ja powiem tak, po wszystkim pewnie policja uzna winę pieszego, ze nietrzeźwy, ze wtargnął pod pojazd itd. (tak to juz jest u nas w kraju), ale biorąc pod uwagę, ze są pasy, to pieszy ma pierwszenstwo, poza tym jak juz pisałem, kluczowe jest to, ze kierwoca widział tego pieszego już dużo wcześniej i mógł zareagować (jechac wolniej).
Ogólnie sytuacja trudna do rozpatrzenia. Ja uznałbym wine kierowcy, ale policja pewnie zrobi inaczej.
Ogólnie sytuacja trudna do rozpatrzenia. Ja uznałbym wine kierowcy, ale policja pewnie zrobi inaczej. Tak też zrobiłem (choć wtedy byłem policjantem). Taksówkarz dostał wyrok w zawiasach.
biorąc pod uwagę, ze są pasy, to pieszy ma pierwszenstwo, To nie zawsze jest regułą. Zauważ, że przejście dla pieszych rozdzielone pasem zieleni, to dwa odrębne przejścia. Tak więc pieszy znajdujący się na wysepce nie ma pierwszeństwa.
Kluczowe, były tu zeznania świadków. Pasażerowie mówili, że taksówkarz wręcz rechotał ze śmiechu widząc nietrzeźwego usiłującego złapać pion. Widzieli i taksówkarz także widział, że kilka razy pieszy był już jedną, a nawet dwoma nogami na jezdni, po czym zataczał się i wracał w objęcia latarni. Sam taksówkarz był tak pewny swojej niewinności, że stwierdził, iż pieszego przed sobą zauważył dopiero, gdy ten przewrócił się kilka metrów przed maską. A co mówi prawo? Ano mówi, że kierujący widząc zagrożenie (a takim niewątpliwie jest przeszkoda na drodze, nietrzeżwy, dziecko, czy nawet pies lub inne zwierzę) ma obowiązek zachować szczególną ostrożność i bacznie obserwować drogę, a w razie konieczności zmniejszyć prędkość, by w sytuacji zagrożenia zdążyć podjąć manewr obronny. Ta zasada dotyczy drogi, jako takiej, a rejon skrzyżowania i przejścia dla pieszych jest "szczególnie chronionym fragmentem drogi". Tak więc taksówkarz nie zastosował się do kilku obowiązujących na drodze zasad. Widział zagrożenie, ale go zbagatelizował. Ruszył ze skrzyżowania kontynuując jazdę lewym pasem ruchu (prawy miał wolny). Nie tylko, nie zwolnił przed przejściem, ale nawet przekroczył dopuszczalną prędkość. Nieuważnie obserwował przedpole jazdy, gdyż nie zauważył momentu, w którym pieszy "oderwał" się od latarni i upadł na jezdnię blisko trzy metry od niej. Wreszcie samo awaryjne hamowanie - być może - dla świeżo upieczonego kierowcy, było by wystarczającą reakcję i podjęciem manewru obronnego, ale dla doświadczonego zawodowca już nie (na to akurat litera prawa nie ma wpływu, bo musi uwzględniać talety i antytalenty). Niemniej jednak, jako doświadczony kierowca, mógł i powinien wykonać gwałtowny skręt kierownicą, w celu ominięcia przeszkody (być może przejechał by wtedy tylko po wyciągniętych rękach leżącego, a nie po jego karku).
Dlatego napisalem, ze kluczowe tutaj było to, ze kierowca widzial tego pieszego juz wczesniej.
hak64
pytanko. Jaką mamy pewność że wynik z suszarki jest naszą prędkością. Patrzyłem /dano mi popatrzeć/ co prawda chwilkę na to i nie zauważyłem daty,godziny pomiaru.
Pokazali Ci prędkość, ale to pytanie
Jaką mamy pewność że wynik z suszarki jest naszą prędkością powinieneś zadać tym na drodze (suszarka ma guziczek umożliwiający pokazanie innej opcji, niż tylko prędkość). Mogłeś także poprosić o wgląd w legalizację urządzenia (czasem jest to zaniedbywane i nie mają aktualnej legalizacji). A pewności praktycznie nigdy nie ma (chyba, że jechało tylko Twoje auto i żadne inne).
Pytałem .
Najpierw on mnie spytał czy piłem, powiedziałem, że nie i potwierdził to test
potem ja spytałem na jakiej podstawie mam wierzyć że to moje 72km/h a nie kogoś innego?
odpowiedź brzmiała - etyka zawodowa. Przyjmuje pan mandat czy czy sprawę kierujemy do sądu?
I taki niesmak poczułem bo niby ja im mam na słowo wierzyć a oni moje słowo mają gdzieś ...
Podobno to dyshonor srać we własne gniazdo, ale taką arogancję można wyleczyć. Wszędzie zdarzają się czarne owce, ale zawsze znajdzie się też i "wybielacz". Możesz napisać skargę na postępowanie mundurowych (opisać powyższą sytuację). Gwarantuję, że drugi raz tego nie zrobią. Przy okazji podjedź w miejsce, gdzie stali, sprawdź czy w bezpośredniej bliskości nie ma linii wysokiego napięcia, albo przekaźnika telekomunikacyjnego (zakłóca pracę radaru), bo jest to podstawa do kwestionowania nałożenia mandatu. W skardze należy uwzględnić dokładna datę, godzinę i miejsce (z podaniem nr posesji włącznie). Może się okazać, że panowie mundurowi mieli wykonywać swoją pracę w innym rejonie, albo miejsce kontroli nie było ujęte w wykazie (istnieją takie wykazy w każdej jednostce, a dyżurny jednostki odnotowuje, w którym rejonie prowadzona jest kontrola). Etyka zawodowa - dobre sobie - samo powołanie się na taką zasadę niewiele ma wspólnego z etyką. Trzeba było im powiedzieć, że nazbyt wielu etycznych mundurowych widuje się po drugiej stronie "barykady".
anastazjap
05-06-2014, 13:34
Mój znajomy miał taką sytuację, że policjant oskarżył go o nadmierną prędkość zmierzoną suszarką, ale nie mógł udowodnić, bo wykasował pomiar. Kolega nie przyjął mandatu, ale nie wie jak sprawa się zakończy.
-------------------
hurtownia kosmetyczna (http://www.centrumprestige.pl/)
Mój znajomy miał taką sytuację, że policjant oskarżył go o nadmierną prędkość zmierzoną suszarką, ale nie mógł udowodnić, bo wykasował pomiar. Kolega nie przyjął mandatu, ale nie wie jak sprawa się zakończy.] A jak się ma zakończyć? Pewnie mundurowy odpuści sobie sporządzanie wniosku do sądu, (chyba, że okoliczności były nieco inne). Obawiam się, że Sędzia wyśmiał by policjanta za jego "profesjonalizm". Gdyby na rozprawie wyszło, że policjant nie potrafił udokumentować (pokazać wyniku pomiaru), to powinien co najwyżej sprzedawać bilety na parkingu strzeżonym.
Nie ważne jakie dowody miałby policjant, ten kraj jest daleko za murzynami i choć policjant nie zawsze ma rację - to w większości takich "dziwnych" spraw wygrywaja w sądach. Mówią, że komuna dawno przemineła - moim zdaniem jest do dzisiaj - tylko inaczej się przejawia. Wystarczy pojechać za granicę, policja ma zupełnie inny stosunek do Ciebie - na początku próbują delikatnie Ci dać do zrozumienia, że coś na czym Ciebie złapali zrobiłeś źle. Potem robią tak, żebyś zrozumiał o złym czynie ale nie dostał okrutnego lania z ich strony. TYLE a u nas?
Panie władzo - pierwszy raz mi sie zdarzyło - bardzo proszę o pouczenie - PANIE, POuczenie mógłbym dać jak byłby Pan dzieckiem.....
oo...
Nie ważne jakie dowody miałby policjant, ten kraj jest daleko za murzynami i choć policjant nie zawsze ma rację - to w większości takich "dziwnych" spraw wygrywaja w sądach. Masz jakieś pojęcie w tej materii, że wydajesz tak jednoznaczne opinie? To co napisałeś jest wierutną bzdurą. Problem wygrywania spraw przez policjantów polega na tym, że ich przeciwnicy w przekonaniu własnej niewinności, przychodzą do sądu zupełnie nie przygotowani. A wystarczy trochę poczytać, popytać i szybko okazuje się, że pozornie jednoznaczne dowody winy, są co najwyżej jedną z prawdopodobnych hipotez - w dodatku niekoniecznie prawdziwą.
Wystarczy pojechać za granicę, policja ma zupełnie inny stosunek do Ciebie - na początku próbują delikatnie Ci dać do zrozumienia, że coś na czym Ciebie złapali zrobiłeś źle. Potem robią tak, żebyś zrozumiał o złym czynie ale nie dostał okrutnego lania z ich strony Za którą granicą byłeś i gdzie się z takim przyjęciem spotkałeś? Trochę już żyję na tym świecie i trochę widziałem, a jest raczej zupełnie odwrotnie (chyba, że chodzi o takie błahostki, jak parkowanie na części chodnika, czy brak sygnalizowania zamiaru skrętu w prawo).
Panie Hak,
Z całym szacunkiem - choć mą wypowiedź napisałem w sposób zbyt prymitywny i na skróty to chciałbym oznajmić, że mam dość dużą styczność z takimi sytuacjami :) Kiedy to klienta z góry skreśla się i przesuwa na przegraną pozycję zza ławy sądu ;) Bo jak by to wyglądało - gdyby władza się myliła?
Dwie opcje:
Punkt 1. Władza ma zawsze rację
Punkt 2. Patrz punkt 1.
Nie mam zamiaru się przekomarzać gdzie nie byłem i co nie widziałem - ale porównanie mam :) Te przewinienia dotyczyły przejazdów na czerwonym, jazda pod prąd, przekraczanie prędkości - nie ma się czym chwalić. Podejście na zachodzie jest zupełnie inne.
Poza tym Hak nie obrażając i nadal będąc podziwu Twej/Pana wiedzy leczą mnie postaci na zasadzie WUJEK DOBRA RADA w stylu: To trzeba było mu powiedzieć, to trzeba było nie podpisać, to trzeba było mu pokazać...
Tiaaa...
Dla przykładu - nie wiem czy słyszałeś - a pewnie słyszałeś o sławnym skrzyżowaniu w Wejherowie - aktywny monitoring :). Przejechałem na teoretycznym czerwonym - nie ukrywam, że demonem prędkości nie jestem - toteż mnie zdziwiło całe zajście. Często tam nie jeżdżę i pamiętam na jakim świetle przejeżdżałem tym bardziej, że wiozłem pasażera.
Dostałem zdjęcie - na którym widoczny jest tylko mój samochód przekraczający linię i 3 podobne zdjęcia w tym jedno z tyłu. Żeby było śmiesznie, jak napisałem odwołanie i prośbę o przedstawienie mi zdjęć pojazdu na tle całości skrzyżowania, aby ustalić czy rzeczywiście widniał kolor czerwony na sygnalizacji podczas przejeżdżania skrzyżowania i w jakim miejscu znajdował się pojazd - nie otrzymałem odpowiedzi tylko dwie opcje ALBO PRZYJMUJĘ MANDAT ALBO DO SĄDU :) TYLE! tak się traktuje tu człowieka.
Oczywiście opisałem całą sytuację w dużym skrócie - nie ma sensu przedstawiać szczegółów. ZERO DYSKUSJI.
Dostałem zdjęcie - na którym widoczny jest tylko mój samochód przekraczający linię i 3 podobne zdjęcia w tym jedno z tyłu. Żeby było śmiesznie, jak napisałem odwołanie i prośbę o przedstawienie mi zdjęć pojazdu na tle całości skrzyżowania, aby ustalić czy rzeczywiście widniał kolor czerwony na sygnalizacji podczas przejeżdżania skrzyżowania i w jakim miejscu znajdował się pojazd - nie otrzymałem odpowiedzi tylko dwie opcje ALBO PRZYJMUJĘ MANDAT ALBO DO SĄDU TYLE! tak się traktuje tu człowieka. Widać nigdy nie rozmawiałeś z automatem. Wyobraź sobie, że fotki na takich skrzyżowaniach robi automat. Ustawiony jest na stałe (choć może być kilka aparatów /stąd trzy zdjęcia/ sterowanych jednym urządzeniem). Automat uruchamia się w momencie wychwycenia ruchu po zapaleniu się czerwonego sygnalizatora, tak więc nie ma fizycznej możliwości, byś otrzymał zdjęcie sygnalizatora, bo obiektyw go nie obejmuje. W tej sytuacji nie dziwi mnie, że Twoje odwołanie okazało się nieskuteczne. Nie dziwi też postawa urzędników (albo, albo), dla nich sprawa jest jasna - przejechałeś na czerwonym i mogą to udowodnić (choćby tylko opisując w sądzie zasadę działania urządzenia). W takich sytuacjach nikt nie będzie dyskutował, bo nie ma żadnych podstaw do twierdzenia, że wykroczenia nie było. okoliczności nie budzą wątpliwości i jedynie legitymacja poselska, sędziowska, czy jakikolwiek inny immunitet uchronią sprawcę przed wizytą w sądzie.
nadal będąc podziwu Twej/Pana wiedzy leczą mnie postaci na zasadzie WUJEK DOBRA RADA w stylu: To trzeba było mu powiedzieć, to trzeba było nie podpisać, to trzeba było mu pokazać...
Nie bardzo rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć, bo to chyba w innym języku, ale kolejny raz podkreślam - nie zawsze policjant ma rację i nic nie stoi na przeszkodzie, by osoba która czuje się niewinna, skorzystała z prawa do odmowy przyjęcia mandatu. W najgorszym razie skończy się karą nałożoną przez sąd (który nie musi kierować się taryfikatorem i orzekane kary są często niższe niż te proponowane w postępowaniu mandatowym). Kolejnym argumentem przemawiającym za takim rozwiązaniem, jest możliwość dokształcenia się przed rozprawą. Na drodze (w chwili zatrzymania przez policję, czy inne służby) możemy czuć się "zieloni", osaczeni i zaszczuci, ale jeśli mamy wątpliwości, co do swojej winy - korzystajmy z prawa do odmowy przyjęcia mandatu. Podczas kolejnego spotkania z mundurowymi (w sądzie) mamy szansę okazać się lepszymi fachowcami, niż oni (bo mamy do zgłębienia tylko mały wycinek wiedzy, dotyczący konkretnego wykroczenia).
Zobaczcie jakie ludziska mają ciekawe pomysły. Gdzie się taki uchował? Jak można coś takiego wrzucić na forum?
"wiec tak miałem wypadek golfem mk4 wpadłem w poslizg i rozbiłem sie o barierki do wymiany jest 9 elementów blacharskich w tym naciaganie przodu i wstawienie prawdopodobnie cwiertki tyl tyle ze chcac to poprostu zrobić to zwyczjnie sie nie opłaca bo około 3 tys trzeba wydać na czesci + robocizna w domowych warunkach raczej go nie naciagne +materiały i lakierowanie ... chciałem sie dowiedzieć i mysle nad taka opcja zeby kupić golfa Anglika nawet mam na oku za dobre pieniadze i zrobić przekładke bo silnik u mnie nie uległ uszkodzeniu ani poduszki nie wyszczeliły a na chwiłe obecna to mam zabrany dowód i musze zrobić przegład zeby go odzyskać i pytanie jak zrobie przekładke do tego anglika nr nadwozia wspawam z mojego i pojade na przegład z moimi blachami to to przejdzie tyle ze ten anglik ma inny kolor jest zielony a moj był czarny i czy sie moga czepiać na przegladzie z Tym??? a ten anglik posiada dowód V5c i jet to Benzyna tylko z mniejszym silnikiem czy lepiej rejesrować od nowa anglika po przekładce z moim silnikiem ...a ten obecny wrak oddać na złom???"
To moja odpowiedź
Zastanów się co piszesz. Używaj mózgu!!! Zmiana cech identyfikacyjnych pojazdu (przeszczep) jest przestępstwem. Nawet jeśli jakimś cudem diagnosta nie zauważy twoich przeróbek i podbije przegląd, to za parę dni, tygodni ktoś do tego dojdzie, albo przeczyta powyższy tekst i przyjdzie do ciebie paru smutnych panów, którzy zabiorą twoje autko na parking, a ciebie na darmowe wczasy...
Głupota ludzka nie zna granic ...
mało nie padlem jak to przeczytałem :sciana:
Dość powszechna jest opinia, że w zdarzeniach z udziałem motocykli winny jest kierujący jednośladem. Parę lat temu robiłem (prywatnie) ekspertyzę do wypadku, w którym motocyklista, po zderzeniu z samochodem doznał bardzo poważnych obrażeń i przez blisko 3 miesiące był utrzymywany w śpiączce farmakologicznej. W tym czasie policja i prokuratura zdążyła umorzyć postępowanie z powodu braku znamion przestępstwa kierującego samochodem. Innymi słowy - motocyklista już się sam ukarał. Po zapoznaniu się z materiałami sprawy, okazało się że prokuratura i policja przyjęła za pewnik nadmierną prędkość motocykla, bo z zeznań świadków (w tym i pasażerów samochodu, w który uderzył motocykl), wynikało, że silnik motocykla ryczał na wysokich obrotach!!! W sprawie nie powołano nawet biegłego z zakresu rekonstrukcji wypadków (co mnie mocno zdziwiło), bo umarzanie postępowania bez wykonania podstawowych czynności sprawdzających nie mieści się w głowie. Tak więc dokonując analizy czasowo przestrzennej (także na podstawie tych samych zeznań świadków i miejsca upadku motocyklisty) stwierdziłem, że motocykl poruszał się z prędkością dopuszczalną na danym odcinku drogi tj. 50 km/h w terenie zabudowanym. Okazało się bowiem, że kierujący samochodem wyjechał 20 m wcześniej (skręcił w prawo) z drogi podporządkowanej, po czym po przejechaniu owych 20 m postanowił skręcić w lewo na parking pod sklepem. Kierowca tego samochodu zeznał, że wykonując manewr skrętu w prawo (na drogę główną) widział poruszający się tą ulicą motocykl, ale był on daleko (około 200 m), zaś w momencie podjęcia manewru skrętu w lewo (na parking pod sklepem) motocykla nie widział (we wstecznym wewnętrznym lusterku). Dla zobrazowania sytuacji wklejam zdjęcie satelitarne15653 (mam nadzieję, że weszło).
Poniżej zaś wybrane fragmenty mojej opinii.
"policyjny specjalista, sporządzając uzasadnienie umorzenia postępowania, zapomniał chyba, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny, a manewry wyprzedzania wykonuje się z lewej strony, ponadto tenże fachowiec określił prędkość motocykla, jako nadmierną li tylko na podstawie zeznań świadków, którzy swoją wiedzę w tym zakresie opierają na doznaniach słuchowych, zatem powstaje pytanie, czy prędkość motocykla określona jako wwrrrrrrrrr, jest nadmierna w stosunku do prędkości pr,pr,pr,pr i czy taka prędkość w cywilizowanym kraju może być podstawą do orzekania o winie"
"Brak jakiejkolwiek próby określenia prędkości pojazdów uczestniczących w zdarzeniu miał tu decydujący wpływ na ocenę sytuacji. Z analizy czasowo przestrzennej wynika bowiem, że pojazd (motocykl) poruszający się z prędkością 50 km/h potrzebuje niecałych 14 sekund na przebycie drogi 200 m. Tele samo czasu zajmie kierującemu samochodem przebycie 20 m z prędkością (w zeznaniach świadków i uczestników zdarzenia określona jako tempo marszu) około 5 km/h" "Tak więc przy zastosowaniu tych samych kryteriów oceny sytuacji dochodzimy do punktu, w którym to kierujący samochodem zajeżdża drogę wykonującemu manewr wyprzedzania motocykliście"
kamilo62
18-07-2014, 21:36
bardzo dziwne....bardzo...A w wypadkach z uczestnictwem policji wine okazuje sie na rzecz samochodu cywilnego...Poniewaz skrecajac w lewo nie zwrocil uwagi czy ktos go wyprzedza..Wtedy to oni wiedza kogo jest wina itp..
https://www.youtube.com/watch?v=Dy1aYktBEU0
w wypadkach z uczestnictwem policji wine okazuje sie na rzecz samochodu cywilnego...Poniewaz skrecajac w lewo nie zwrocil uwagi czy ktos go wyprzedza..Wtedy to oni wiedza kogo jest wina itp.. Tu akurat winy dotąd nie orzeczono. Policja i owszem, chciała ten przypadek zwalić na kierującego Peugeotem, ale biegli nie doszukali się tam jego ewidentnej winy (choć do wypadku się przyczynił). Tak więc nie jest to takie jednoznaczne.
kamilo62
22-07-2014, 18:46
Dobra. tu powinien byc dobry dzial. chodzi mi o ten filmik..
https://www.youtube.com/watch?v=H9S0lOBTnoE Sluchac i ogladac glosno do konca.
Moje pytanie jest nastepujace - Jesli manewr wyprzedzania dalej trwal i zostal zakonczony na lub po skrzyzowaniu to czy powinien byc mandat?? chodzi o zachowanie typu bezpieczenstwo - fakt mogl zauwarzyc znak...ale czy nie byloby wiekszym zagrozeniem "wpychac" sie pomiedzy 2 samochody by manewr zakonczyc wczesniej??
No i jaka jest podstawa odnosnie widocznosci policji.. Na moje oko - jakis samochod na poboczu..mundurowy nawet w kamizelke nie ubrany.
Nie mowie ze kierujacy nie popelnil bledu - ale z odglosow wynika ze probowac manewr zakonczyc wczesniej ale "cos" mu nie umozliwilo??
Jesli manewr wyprzedzania dalej trwal i zostal zakonczony na lub po skrzyzowaniu to czy powinien byc mandat?? Nie ulega wątpliwości, że mandat się należy. Manewr wyprzedzania zakończony na skrzyżowaniu i na podwójnej ciągłej. Manewr powinien zostać zakończony w momencie zauważenia znaku ostrzegającego o zbliżaniu się do skrzyżowania (na filmiku 1:28). Poniosła go ułańska fantazja.
czy nie byloby wiekszym zagrozeniem "wpychac" sie pomiedzy 2 samochody by manewr zakonczyc wczesniej?? Nie. Nie było by. Zauważ, że jest tam sporo miejsca. Na jego niekorzyść świadczy także fakt, że już stamtąd widać stojące na poboczu przeciwległego pasa ruchu auto. Wprawdzie nie widać, że to radiowóz, ale sam fakt, że coś stoi i w każdej chwili może ruszyć blokując pas, którym wyprzedzamy, powinno ostudzić zapędy tego kierowcy (to idealna sytuacja na "czołówkę"").
No i jaka jest podstawa odnosnie widocznosci policji.. Na moje oko - jakis samochod na poboczu..mundurowy nawet w kamizelke nie ubrany.
Nie rozumiem w czym problem? Radiowóz jest widoczny (nie stoi w krzakach), policjant umundurowany, nawet z czapką. Kamizelka nie jet wymogiem. Zakłada się ją (choć nie ma obowiązku) podczas wykonywania czynności na drodze (zabezpieczenie miejsca wypadku, oględziny), oraz w warunkach zmniejszonej przejrzystości powietrza.
kamilo62
23-07-2014, 09:12
Chodzilo mi odnosnie kamizelki ze ogladajac roznego typu programy policyjne to policja ma na sobie zawsze kamizelke jak wychodzi z samochodu..A na tamtym filmiku..wychodzi facet na czarno zaraz przed samochodem ktory jedzie po jego pasie i macha lizakiem..Ja rozumiem zatrzymac jak najszybciej...ale czy nie mozna bylo stanac jeszcze troche dalej..niz wybiegac w pospiechu i prawie w mysl - nic mnie to nie obchodzi czy ktos inny jedzie..robcie co chcecie ..ja go musze zatrzymac :)..
czy nie mozna bylo stanac jeszcze troche dalej Moim zdaniem, nie. Gdyby stali trochę dalej, to zatrzymani sprawcy wykroczeń mogli by im zarzucić, że z tej odległości niemożliwa jest właściwa ocena, czy do wyprzedzania doszło na skrzyżowaniu, czy też przed nim.
niz wybiegac w pospiechu Chyba oglądasz inny film!? Policjant wyszedł z radiowozu, już otwierając, drzwi spojrzał w tył, czy nikomu nie zagraża, przeszedł do osi jezdni, a nadjeżdżające z tyłu auto miało do niego jeszcze ok 50m. Nie widzę tam żadnego zagrożenia, ani dla tego policjanta, ani innych użytkowników drogi.
kamilo62
23-07-2014, 19:50
To najwyrazniej nie tylko ja ogladam inny film..Komentarze pod filmem co po niektore tez sa "inne"..
nie tylko ja ogladam inny film..Komentarze pod filmem co po niektore tez sa "inne".. Ostatnio był ciekawy filmik o strzelaninie Strzelanina w Gorzowie Wielkopolskim. Policjanci strzelali do szaleńca z tłuczkiem (FILM, VIDEO) - Gazetawroclawska.pl (http://www.gazetawroclawska.pl/artykul/3506813,strzelanina-w-gorzowie-wielkopolskim-policjanci-strzelali-do-szalenca-z-tluczkiem-film-video,id,t.html?cookie=1). Większość komentarzy była pochwalna (przynajmniej na interii), jak to skutecznie zadziałali, że się gościowi należało, że nareszcie nie bali się użyć broni. Dla kogoś, kto nie zna tematu, może to tak wyglądać, ale nie dla kogoś, kto w tym robił. O ile w momencie ataku, policjanci mogli, a nawet powinni użyć broni (i używali, tylko nie trafiali), o tyle strzelanie do uciekającego już gościa było przekroczeniem uprawnień i nie muszę być Nostradamusem, by przewidzieć, że oboje (bo jeden z policjantów miał blond włosy i sikał na siedząco) długo nie popracują. Można zrozumieć, że takie sytuacje są wyjątkowo stresujące (a w stresie nietrudno o popełnienie błędu), że z jednej strony wpajano im do głowy, że nie można bandycie pozwolić uciec, ale z drugiej strony przepisy o użyciu broni mówią jednoznacznie, że jest to rozwiązanie ostateczne, kiedy wszystko inne zawiedzie, a przede wszystkim ( w większości przypadków), dopuszczalne tylko w sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia. Uciekający czubek takiego zagrożenia już nie stwarzał...
ale nie dla kogoś, kto w tym robił.
No to wszystko już wyjaśnia Twój/Pana spory zasób wiedzy w tych tematach (głównie odszkodowań)...
kamilo62
24-07-2014, 15:18
Ta strzelanine widzialem...SZczegolnie na smiech mnie wzielo ich i polowy reszty mundurowych jacy oni sa wycwiczeni ( bo tak jak blondynka biegla to dziecko lepiej rowerkiem jezdzi ). pozatym glownie chodzi o naduzywanie przez policje sily i kompetencji - a z drugiej strony - Jesli policja nie moze uzyc broni palnej...to bezpieczniej bedzie uzywac paralizatorow ktore wystrzeliwuja w strone bandziora linki..
Jesli policja nie moze uzyc broni palnej.. Może użyć ale tylko w określonych przypadkach. Tu też mogli, tyle że w momencie kiedy on ich atakował, a nie uciekał. Wtedy nie było już zagrożenia dla ich życia i zdrowia.
No to wszystko już wyjaśnia Twój/Pana spory zasób wiedzy w tych tematach (głównie odszkodowań)...
Rozśmieszasz mnie. Gdyby nie moja własna inwencja, własne pieniądze i czas poświęcony na studia i parę podyplomówek, to zasób policyjnej wiedzy wystarczyłby może na swobodną dyskusję z przeciętnym policjantem lub instruktorem nauki jazdy. Z pewnością jednak okazał by się niewystarczający przy sporządzaniu opinii do wypadków, wyceny kosztów naprawy samochodów, a już na pewno nie, do odbicia piłeczki ubezpieczycielowi i jego prawnikom.
Rozśmieszasz mnie.
spokojnie bez nerwów - chciałem połechtać trochę próżność :)
kamilo62
06-08-2014, 09:16
Nowy temat chyba bedzie bez sensu...a pogadac mozna wszedzie.. Powiedzcie jak tu sie nie wkurzyc??
Michał L. uznany za niepoczytalnego. Nie odpowie karnie za swoje czyny | Autokult.pl (http://autokult.pl/3016,michal-l-uznany-za-niepoczytalnego-nie-odpowie-karnie-za-swoje-czyny) Powoli naprawde wchodzi w zycie GTA....wystarczy dobrze "uciec" policji...
Pomroczność jasna... Szkoda tylko tych poszkodowanych, bo czeka ich zacięta batalia o odszkodowania. Wszystko wskazuje na to, że sprawca celowo wjechał w ludzi, a więc regres na sprawcę, jeśli nie posiadał uprawnień do kierowania, to także regres. Przy braku OC, też regres, z tym że odszkodowanie powinno zostać wypłacone przez UFG, ale też mogą wystąpić z roszczeniem regresowym. Tylko jak wydębić kasę dla dwudziestu poszkodowanych od niepoczytalnego sprawcy...
kamilo62
07-08-2014, 08:56
Do choroszczy mam nie daleko..Moze ja tez zrobie zolte papiery...Bede mial szanse by zostac politykiem :D...
Poprostu brak slow..A dla mniej winnego kierowcy zabieranie prawka i grzywna..
Czy ktoś oglądał ostatnie emitowany program: Interwencja - Cena życia - Interwencja - NEWS - ipla.tv (http://www.ipla.tv/Interwencja-cena-zycia/vod-5987094)
Opisują tam przypadek tragicznie zmarłego policjanta, który zginął w wypadku podczas pościgu za sprawcą przestępstwa. Z całym szacunkiem dla zawodu, jak również wyrazami współczucia dla rodziny zmarłego, trudno tu nie przyznać racji sądowi, który nie uznał uciekającego kierowcy sprawcą wypadku. Wielokrotnie sam podejmowałem ryzyko pościgu i nie raz zmuszony byłem odpuścić, bo policyjny sprzęt (zwłaszcza ten z końca ubiegłego wieku), nie dawał większych szans ścigającym. Jak wspomniałem pościg podejmuje się w zasadzie na własne ryzyko (wyjątkiem są sytuacje, gdy policjant otrzymuje polecenie od przełożonego, zwykle mamy tu do czynienia z działaniami blokadowymi). To policjant ujawniający wykroczenie, czy przestępstwo musi sam podjąć decyzję, czy czasem ryzyko nie jest zbyt duże. Faktem jest, że po ujawnieniu czynu zabronionego trzeba dążyć do zatrzymania sprawcy i należy podjąć pościg, ale... Tu rodzi się pytanie. Jak dalece można ryzykować swoim życiem, życiem kolegi z patrolu, czy życiem innych uczestników ruchu, lub Bogu ducha winnych pieszych? Adrenalina robi swoje i rzadko który policjant potrafi prawidłowo ocenić skalę tego ryzyka, ale z pewnością można ocenić swoje i sprzętu możliwości. Choć osobiście odniosłem parę "spektakularnych" sukcesów, gdzie goniąc wysłużonym Polonezem, zatrzymywałem sprawców uciekających BMW, VW i innymi wozami, dysponującymi kilkukrotnie większymi mocami, ale zwykle były to sytuacje, gdy uciekinier był pijany, niedoświadczony, albo przeceniający swoje możliwości. Bywało, że na odcinku 1 km, zostawałem z tyłu w połowie tego dystansu, ale woda, czy lód na drodze jest sprzymierzeńcem goniącego - zwykle docierałem na miejsce wzywając od razu karetkę, bo uciekinierowi asfalt się skończył...
W opisywanym w programie przypadku, to ścigającym policjantom skończył się asfalt i za żadne skarby nie mogę sobie wyobrazić, jakim cudem za spowodowanie wypadku miałby odpowiadać uciekający, skoro nie zepchnął radiowozu z drogi, nie wymusił mu pierwszeństwa, nie zajechał drogi, nie strzelał, nie oślepiał, a jedynie uciekał lepszym wozem i nie wyleciał z łuku drogi. Owszem on powinien być "rozgrzeszony", ale za czyn, lub czyny poprzedzające to zdarzenie, co spowodowało podjęcie pościgu. Ale nie spowodowanie wypadku. To tak, jakby ożenić się z rozwódką z dwójką dzieci, po czym zażądać rozwodu, bo nie jest dziewicą...
Jakie jest Wasze zdanie w tej materii?
kamilo62
08-08-2014, 19:21
Nie ogladalem...ale mysle ze policja troche przesadzila. a Przynajmniej z usilna moca ukarania sprawcy ze zabil. Czasami wystarczy poogladac te ukryte kamery co policja robi puki zlapie goscia...Nagrac jak najwiecej i byc zadowolonemu. Szkoda czlowieka bo jako jeden z miliona chcial zrobic cos dobrego i pokazac ze policja powinna a przynajmniej musi sie starac lapac takich bandytow..a nie polegac tylko na wiekszych mandatach i ukrytych wozach w krzakach..
Inaczej mowiac...wina lezy po obu stronach..
Inaczej mowiac...wina lezy po obu stronach.. Nie ważyłbym się tu mówić o winie tego policjanta - on co najwyżej miał pecha, ale nie można też mówić o uciekającym, jako o sprawcy wypadku - on coś tam nagrzeszył, coś co zmusiło policjantów do podjęcia pościgu. Ja swego czasu miałem nieco inne zdarzenie (niestety też tragiczne)...
Siedząc w radiowozie (Polonez) i pijąc kawę na stacji paliw, widzę wyjeżdżającego z bocznej drogi, bez świateł (w nocy) Poloneza... Ruszyłem i po chwili siedziałem mu na ogonie błyskając niebieskimi. Facet mnie olał i dodał gazu. O drugiej w nocy na osiedlu nie ma specjalnego ruchu, więc nie przejmowałem się zbytnio ograniczeniami prędkości. W odróżnieniu od uciekającego, miałem informację od kumpli z innych patroli, że na dwupasmówce, którą lada moment mieliśmy przeciąć, nic nie jedzie. Gościu przeszył dwa pasy ruchu przy 140 km/h i pognał na następne osiedle. Ja cały czas siedzę mu na ogonie, i obaj wciskamy buty w podłogę i skaczemy przez "leżące sierżanty" na metr w górę. Zaczynam hamować przed końcem drogi (niedawno przebudowali), bo dalej tylko 20 m i nasyp... skręcam w prawo, kątem oka oglądając powietrzne ewolucje uciekiniera... myślę sobie - teraz już powoli, bo ten jak spadnie z powrotem na asfalt, to i tak nie będzie miał czym dalej uciekać... Nagle z za kolejnego bloku wyskakuje mi Polonez... bez świateł... no to gazu - błyski, syrena, a facet daje do dechy. Dogoniłem na kolejnym osiedlu, bo ten za szybko wszedł w zakręt i wylądował na trzech samochodach, na przyblokowym parkingu. Jakież było moje zdziwienie, kedy zobaczyłem, że to nie ten Polonez. Inny kierowca, inne tablice, tylko kolor się zgadzał. Sprawdziłem w bazie danych po tablicach - figuruje jako utracony, no to mamy złodzieja. Jedziemy z zatrzymanym do bazy, inny patrol pilnuje, tego co zostało z kradzionego Poloneza i trzech innych aut. Po wejściu do Komendy już wiedziałem, że tylko odstawię naszego gagatka i jedziemy z powrotem. Tak też powiedziałem dyżurnemu jednostki, na co ten zrobił wielkie oczy i mówi, żebym się nie wygłupiał, bo z papierami do zatrzymania złodzieja, mam co robić do rana. A ja na to, ze muszę jechać, bo to nie to auto, za którym zgłaszałem pościg i nie ten kierowca. Pojechałem, po drodze dyżurny przekazał mi informację, że ten pierwszy Polonez, po tablicach figuruje, jako skradziony. Dotarłem do miejsca, gdzie widziałem ostatni raz uciekającego Poloneza, wziąłem latarkę i idę po śladach (a w zasadzie miejscu, gdzie spodziewałem się je zobaczyć, bo śladów nie było). Na końcu drogi, która po przebudowie była ślepą drogą, zobaczyłem tylko trochę zerwanej darni i nic więcej. Wylazłem na nasyp, którym biegnie nowa droga i widzę, że na asfalcie zostały jakieś rysy, trochę szkła, odłamane konary drzewa, a samochodu nie widać. Teraz już idę po śladach pozostawionych przez szorujące po asfalcie auto i docieram do odległego o jakieś 50 m miejsca, gdzie ślady kończą się równo z krawężnikiem i drogą, która w tym miejscu przebiega łukiem. I tu widzę pozostałości przedniej szyby i jakieś bliżej nieokreślone fragmenty blach. W świetle latarki zobaczyłem podwozie leżącego w rowie Poloneza i wystający przez boczne drzwi, tułów kierowcy z połową głowy... Jak się okazało wyrzucone w powietrze na nasypie auto wykonało w powietrzu półobrót odłamują przy okazji parę konarów z drzewa, spadło na dach i szorując po asfalcie przejechało jakieś 50 m, gdzie na nieszczęsnym krawężniku kierowca dosłownie stracił głowę...
A teraz ciekawostka. Czy w takim przypadku, rodzina zmarłego złodzieja samochodów ma prawo skarżyć policjanta i żądać od niego odszkodowania za śmierć osoby bliskiej (dodam, że to zrobili)?
skoro się nie zatrzymał i podjął ucieczkę to dopuszczał do siebie inne zakończenie sprawy niż wyrok za kradzież.
kamilo62
16-08-2014, 09:59
Dwieście na godzinę, spychanie innych na pobocze - "pogranicze debilizmu" (WIDEO) (http://regiomoto.pl/portal/aktualnosci/dwiescie-na-godzine-spychanie-innych-na-pobocze-pogranicze-debilizmu-wideo) a tutaj kolejny przypadek jak to politycy sa madrzy.
Od tylu lat wiadomo ze zabieranie prawka i roznego typu slowne zakazy nie daja skutku. I jak tu jechac z rodzina bezpiecznie??jak nie policja to ktos inny ci zniszczy zycie..
Tak jak patrzę to z 30 procent facetów za kierownicą nie umie się zachować na drogach wew, zatrzymać przed a nie na skrzyżowaniu (bo mi ktos wjedzie) oraz wyprzedza na przejściach dla pieszych bez sygnalizacji świetlnej. Kobiety dużo lepiej wypadają pod tym względem jednak brakuje im trochę dynamiki co powoduje zamulanie na radach, skrzyzowaniach.
Co do pijanego kierowcy ale nie takiego co go zatrzymali w niedzielę o 12 i miał 0,03% czy 0.05% tylko takiego co naparza samochodem z trzema promilami. To jest ten sam debil co po trzeźwemu sieje spustoszenie na drogach tyle, że teraz ma promile we krwi
tutaj kolejny przypadek jak to politycy sa madrzy. Zaczynasz mnie irytować. Po co mieszać politykę do ruchu drogowego? Jeśli polityka ma cokolwiek z tym wspólnego, to tylko i wyłącznie - tworzenie zasad, podstaw prawnych.
Od tylu lat wiadomo ze zabieranie prawka i roznego typu slowne zakazy nie daja skutku. Nie wiem co chcesz przez to powiedzieć. Czy mają zaprzestać zatrzymywać uprawnienia do kierowania, czy też może zaostrzyć prawo i bezwzględnie zamykać pijaków i piratów drogowych? Może masz inne pomysły, to proszę podziel się nimi z nami. Ja uważam jednak, że prawo mamy dobre, a jedynie problem jest w jego egzekwowaniu, bo aparat ścigania i wymiar sprawiedliwości to skostniały beton. Ponadto, przestrzeganie prawa, to zasada współżycia społecznego, ale stosowanie się do tych zasad jest cechą indywidualną. Zawsze znajdzie się taki, któremu coś nie odpowiada, który widzi to inaczej, albo zwyczajnie ma w d... wszelkie zasady.
jak tu jechac z rodzina bezpiecznie??jak nie policja to ktos inny ci zniszczy zycie.. To już przypomina opowiadania malkontenta! Nie czujesz się bezpieczny - zostań w domu, postaw mur, by CI nikt nie zaglądał do ogródka, tylko nie narzekaj potem, że nigdzie nie byłeś i nic nie widziałeś. I znowu się czepiasz policji? Wszędzie znajdą się jakieś czarne owieczki, co nie znaczy, że cała reszta powinna zostać ukrzyżowana. Zobacz ostatnią aferę narkotykową we Francuskiej policji (podobno najskuteczniejszej w Europie). Na razie nie mówią jeszcze o powiązaniach z mafią, ale dla logicznie myślącego człowieka, nie stanowi problemu wysnucie wniosku, że bez korupcji na wysokich stołkach i salonach politycznych, nie jest możliwe, by jeden, kilku, czy nawet kilkunastu policjantów mogło okradać policyjne depozyty, przerzucać tonami prochy przez granicę i rozwinąć skuteczną siatkę dealerską. Co nie zmienia faktu, że policja jest jedną z najmniej zainfekowanych formacji państwowych i wystarczyło by tylko uniemożliwić politykom ingerowanie w sprawy kadrowe (komendanci zmieniają się zwykle wraz z opcją polityczną), by całkowicie wyleczyć tę instytucję.
podjął ucieczkę to dopuszczał do siebie inne zakończenie sprawy niż wyrok za kradzież. Tak to powinno zostać zinterpretowane, ale rodzina twierdziła, że gdyby policja nie goniła, to ich syn by żył. Zażądali nawet wysokiego odszkodowania i co najciekawsze znaleźli prawnika, który podzielał ich opinię !
Czy tylko ja dostrzegam tu błąd i oczywistą nadinterpretację przepisów? https://motoryzacja.interia.pl/wiadomosci/polski-kierowca/news-ty-cofasz-on-wlacza-sie-do-ruchu-kto-ma-pierwszenstwo,nId,2727656
Zaczynam się martwić znikomą znajomością przepisów i jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że czas to zmienić. Takie tematy i dyskusje są nie tylko potrzebne, ale i niezbędne.
Zarówno policjant, jak i sąd rozpatrując jakiekolwiek zdarzenie musi opierać swoje zdanie na przepisach. Autor powyższego opracowania był uprzejmy owe przepisy uwzględnić, problem jednak w tym, że dołożył swoje trzy grosze, wskutek czego dość poważnie minął się z prawdą. Chodzi o początkowy wywód uzasadniający art 23 ust 1 pkt 3 ustawy prd: "Wynika stąd, że pojazd cofający znajduje się w "hierarchii pierwszeństwa" najniżej, a zatem musi ustąpić go wszystkim innym pojazdom, a także pieszym... cofający samochód - mimo, że znajduje się na drodze z pierwszeństwem - nie ma już pierwszeństwa w stosunku do pojazdów wyjeżdżających z drogi podporządkowanej".
Czyżby?
Dla jasności przypomnę, iż przepisy ruchu drogowego przewidują określona hierarchię ważności. I tak w kolejności:
1. Sygnały i polecenia dawane przez osoby kierujące ruchem lub uprawnione do jego kontroli,
2. Sygnały świetlne,
3. Znaki drogowe,
4. Normy zawarte w przepisach kodeksu drogowego, np. reguła prawej reki.
Zatem autor tegoż opracowania, twierdząc, że wyjeżdżający z drogi podporządkowanej ma pierwszeństwo przed cofającym na drodze z pierwszeństwem był łaskaw postawić pkt 4, ponad pkt 3. W jego ocenie art 23 ust 1 ustawy prd, jest zatem ważniejszy niż art 5 ust 1
Miłego dnia życzę.
Niestety mało kto z nas za szczegółowo przepisy :( Na przykład ja robiłem to ponad 30 lat temu i przyznam się że teraz miał bym problemy na egzaminie.
hak64 dzięki za szczegółowe wyjaśnienie :)
Niestety mało kto z nas za szczegółowo przepisy
Nic nie stoi na przeszkodzie, by wiedzę pogłębiać. Ja też to czynię, bo przepisy stale się zmieniają. Martwi mnie jednak, że za "nauczanie" biorą fachowcy, którym wydaje się że wszystko wiedzą.
Dzięki bardzo za wyjaśnienie i przypomnienie, również uważam, że przepisy warto znać i to bardzo dobrze :)
Zaczynam się martwić znikomą znajomością przepisów i jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że czas to zmienić. Takie tematy i dyskusje są nie tylko potrzebne, ale i niezbędne. Znajomość przepisów jest wśród kierowców zerowa, a jeśli chodzi o tzw "ekspertów" również praktycznie żadna. Wiedza na temat przepisów obowiązujących do 1997 roku na pewno nie jest aktualna, a nawet wręcz ... ujemna? (zmiany wprowadzone przez PoRD z 1997 roku były duże i znaczące)
"Wynika stąd, że pojazd cofający znajduje się w "hierarchii pierwszeństwa" najniżej, a zatem musi ustąpić go wszystkim innym pojazdom, a także pieszym... cofający samochód - mimo, że znajduje się na drodze z pierwszeństwem - nie ma już pierwszeństwa w stosunku do pojazdów wyjeżdżających z drogi podporządkowanej".
W "nowych" przepisach (ekhem ... minęło ponad 20 lat, a one ciągle "nowe", ale to temat na osobną dyskusję na temat przyczyn obecnego stanu rzeczy) kierunek ruchu pojazdu na drodze z pierwszeństwem nie ma znaczenia. Dopóki na niej jest, to nawet jadąc "pod prąd" albo do tyłu, ma pierwszeństwo przed włączającymi się do ruchu lub wjeżdżającymi z drogi podporządkowanej. Żadnych wyjątków nie przewidziano,co zresztą jest uzasadnione jeśli patrzymy na bezpieczeństwo ruchu drogowego.
A wracając do tematu, czyli rzeczonego "artykułu" na jednym z portali - teksty z Interi (dotyczące ruchu drogowego) zazwyczaj wywołują u mnie zażenowanie albo odruch sprzeciwu. Tym niemniej prezentowane w nich przypadki, a szczególnie ich ocena przez "władzę", są bardzo dobrym przykładem jak w praktyce stosuje się przepisy PoRD. Co sprowadza się do tego, że mniej istotne jest co zrobił albo nie zrobił kierowca, ważne jest wyłącznie co napiszą funkcjonariusze "realizujący zdarzenie". Stan faktyczny ani obowiązujące przepisy nie mają znaczenia, chyba że rozmawiamy o postępowaniu odwoławczym przed sądem II instancji, i przypadkiem Wysoki Sąd nie ma wszystkiego w dupie.
prezentowane w nich przypadki, a szczególnie ich ocena przez "władzę", są bardzo dobrym przykładem jak w praktyce stosuje się przepisy PoRD. Co sprowadza się do tego, że mniej istotne jest co zrobił albo nie zrobił kierowca, ważne jest wyłącznie co napiszą funkcjonariusze "realizujący zdarzenie".
Nie można tak generalizować. W każdym fachu znajdą się czarne owieczki, które coś tam naskrobią pod dyktando przełożonego (też się z tym spotkałem). Są też tacy, którym nauka sprawia ból i swoją wiedzę czerpią głównie z przekazów medialnych. Zdarzają się lenie nieskore do ustalania okoliczności i dociekania rzeczywistych przyczyn zdarzenia. Być może gdzieś jeszcze funkcjonują osobnicy, którym nawet formy życia zamieszkujące słoiki z przeterminowaną musztardą, nie zazdroszczą inteligencji, ale zdecydowana większość to fachowcy, którym trudno zarzucić brak profesjonalizmu. Martwi mnie jednak fakt, że coraz częściej, ci fachowcy są kierowani na "boczne tory", bo niektórym przełożonym profesjonalizm podwładnych przeszkadza w karierze. To ostatnie tyczy się zarówno służb mundurowych, aparatu ścigania, jak i wymiaru sprawiedliwości.
Miłego dnia.
Martwi mnie jednak fakt, że coraz częściej, ci fachowcy są kierowani na "boczne tory", bo niektórym przełożonym profesjonalizm podwładnych przeszkadza w karierze. To ostatnie tyczy się zarówno służb mundurowych, aparatu ścigania, jak i wymiaru sprawiedliwości.
Jak się nie dzielą z kolegami i przełożonymi kasą z łapówek, i nie piszą w kwitach tego co trzeba, to nie dziwne że zostają przesunięci do innych odpowiedzialnych zadań. Na przykład do kierowania ruchem na skrzyżowaniu dróg leśnych pomiędzy Psią Wólką a Zadupiem, w nocy.
Dobra, pojechalem po bandzie, sam znam kilku uczciwych i profesjonalnych (cokolwiek to oznacza w praktyce) policjantów. Nie każdy policjant jest "w układzie", tak samo jak nie każdy kierowca to kretyn. Problem polega na tym, że jest dużo za dużo i kretynów i tych "poukładanych".
Być może gdzieś jeszcze funkcjonują osobnicy, którym nawet formy życia zamieszkujące słoiki z przeterminowaną musztardą, nie zazdroszczą inteligencji,
Dobre!! muszę to sobie zapisać w kajeciku.
Z przykrością stwierdzam, że taką właśnie amebę umysłową miałem nieprzyjemność spotkać niedawno. podwójną nieprzyjemność, bo było ich dwóch (dwie? dwoje??). Żałuję że nie nagrałem ich występu, bo to był kabaret przy którym powszechnie znane dowcipy o milicjantach bledną z zazdrości. Oczywiście chodziło o kasę, i to raczej do kieszeni niż "na kwity". Jak zobaczyli że mam tachograf i kamerkę to szybko zmienili zdanie. Słuszna decyzja, szczególnie że nie byłem specjalnie poruszony ich pogróżkami, ani nie przejąłem się sugestią że poskarżą się Pani ... znaczy wyślą papiery do sądu. Zostałem pouczony, i pożegnaliśmy się bez wypełniania kwitów i temu podobnych zbędnych czułości. Na odjezdnym życzyłem im zdrowia (... bo na rozum za późno). Mam nadzieję że zrozumieli, jak nie od razu to za kilka dni. Ale pewny nie jestem.
[okolice Sieradza]
Spoko, nie generalizuję, wbrew pozorom moje zdanie na temat funkcjonariuszy w terenie jest dobre (z wyjątkami, ale jak wiadomo są ludzie i człowieki). Natomiast te skrajne przypadki które czasem wychodzą na światło dzienne ... To się nie powinno zdarzyć normalnym cywilizowanym kraju, ok? Taa, "normalnym" i "cywilizowanym".
Miłego dnia życzę!
Ja od kilku lat nie spotkałem żadnych funkcjonariuszy co upadli na głowę, choć wcześniej zdarzało się to dosyć często. Teraz ładnie powiedzą dzień dobry, sprawdzą dokumenty i tyle.
Powered by vBulletin™ Version 4.2.5 Copyright © 2025 vBulletin Solutions, Inc. All rights reserved.