gasnący silnik, kontrolka wtrysków przekaźniki
W zeszłym roku już to opisywałem. Coś tam się samemu pomajstrowało i wszystko było normalnie, nadeszła sobota tydzień temu i się znowu zaczęło. W czasie jazdy zapalił się wtrysk i szarpnęło, jechał normalnie i powtórka, normalnie powtórka. Później zajechałem do sklepu, zatrzymywałem się, żeby cofnąć i nagle pstryk - zgasł. No ale jakoś dojechałem. Poniedziałek było normalnie, wtorek normalnie, środa rano odpalam, stukają przekaźniki i nie daje rady odpalić. Wziąłem wyjąłem je, trochę poczekałem no i odpaliłem. Jechałem, dojeżdżałem do skrzyżowania i zgasł. Zatrzymałem się, w bólach, ale odpaliłem. Zajechałem do domu. Wczoraj jechałem do pracy, wróciłem do domu i był spokój. Dziś rano odpalam i jadę sobie spokojnie, dojeżdżam do skrzyżowania i bach, znowu zgasł. Następne skrzyżowanie to samo. Brama wjazdowa do pracy analogicznie. Każdorazowe wciśnięcie sprzęgła to szarpnięcie, kontrolka wtrysku na chwilę i normalna jazda. Zaparkowałem, skończyłem pracę, odpalam normalnie jadę, zajeżdżam do sklepu, gaszę samochód, przychodzę, odpalam i dupa. Stukają przekaźniki, przerywanym światłem świeci się na zapłonie wtrysk. Trochę pogazowałem i odpalił, zaczęły gwałtownie skakać obroty, puszczać bąki, tak jakby pierdział. No, ale jakoś dotoczyłem się pod dom. Strasznie mnie to wszystko wnerwiło, myślałem, że już może się upiecze, ale chyba zdecyduje się na odstawkę do mechanika. Coś czytałem, że skaczące obroty na luzie to przepustnica, albo krokowiec. Ale co do licha mają te przekaźniki i wtrysk ?