To jest widok strony w wersji do druku
-
wszystko jest kwestią dokładnego ustalenia "na zimno"
sam nie raz byłem w sytuacji takiej jaką opisuje karwoj25, nie mniej w opisu kolegi iron64 wynika że od momentu popatrzenia w lusterko do zmiany pasa gość z tyłu musiał w tym samym czasie zmienić pas i wyprzedzić 4-6 aut - czyli albo bujda (bo nawet mając 300KM nie da się tego zrobić w 2 sekundy), albo manewr zmiany pasa przez kolegę iron64 był dość czasochłonny
do tego dodałbym jeszcze że wg logiki powinno się przed włączeniem kierunku spr pas, bo można kogoś "wystraszyć" - no ale to nie pisana zasada
-
Cytat:
Napisał
qronax powinno się przed włączeniem kierunku spr pas, bo można kogoś "wystraszyć"
Tak, jak najbardziej, z tym że włączenie kierunkowskazu - w myśl przepisów prawa - jest tylko sygnalizowaniem zamiaru, czyli "de facto" nie można kogoś wystraszyć, bo zamiar nie oznacza działania. Faktem jest, że zarówno osobnicy sygnalizujący zamiar, nadużywają zaufania innych kierujących, pakując się na zajęty pas ruchu (bo wyhamuje), jak i wyprzedzający, mają w "głębokim poważaniu" kierujących, sygnalizujących zamiar zmiany pasa ruchu (przecież mam pierwszeństwo). Jednak przy okazji wnikliwych dociekań wychodzi, że wyprzedzający nie miał prawa wyprzedzać, bo znajdujący się kilka pojazdów wcześniej inny użytkownik drogi, sygnalizował zamiar skrętu w lewo, a właśnie owo sygnalizowanie stanowi wystarczającą przesłankę do zaprzestania wyprzedzania. Gdyby bowiem doszło do kolizji, bądź wypadku, a kierujący innymi pojazdami wyjaśniali, że obawiali się podjęcia manewru wyprzedzania właśnie ze względu na sygnalizowany zamiar skrętu, lub zmianę pasa ruchu prze kierującego przed nimi, to wyprzedzający - choć przekonany o swojej niewinności - jest winny!!!
-
A ja poraz już 2gi chyba piszę, że nie będąc świadkiem tego zdarzenia drogowego ani nie wysłuchując 2giej strony nie ma sensu nawet polemizować..
Na przyszłość kupić kamerę najlepiej przód tył i wtedy możemy oceniać ;)
-
To też się tu nadaje.
Miałem kiedyś Tipo z najmocniejszym fiatowskim silnikiem 1,8 z dwoma wałkami, generujący moc 135 KM. Tym niepozornym autkiem jadę sobie ulicami Katowic i w pewnym momencie widzę we wstecznym lusterku, uprawiającego slalom między autami czarnego "A" ze znaczkiem gwiazdy. Dojeżdżam do skrzyżowania ze światłami i zatrzymuję się na lewym pasie (jadący prawym poleciał na czerwonym). Młodzik w mercedesie zatrzymał się obok mnie na prawym i oczekując na zmianę świateł wciska co chwilę but w podłogę. W odległości 100 m za skrzyżowaniem widzę fragment rozkopanej drogi i leżące na prawym pasie krawężniki. Zapala się zielone i mercedes z piskiem odskakuje na dwa metry do przodu (odrobinę spóźniłem start), ale już po kolejnych 10-20 m mam jego przedni zderzak na wysokości mojego tylnego. Wycie silnika mercedesa świadczy ,że gościu nie odpuści, ale ja też nie odpuściłem i w połowie dystansu do krawężników młodzik zdał sobie sprawę, że nie podoła... zabrakło mu drogi hamowania i wpakował się na krawężniki rozwalając miskę olejową i łamiąc dwie alufelgi...
Z jednej strony cieszyło mnie, że nauczyłem gościa szacunku, dla niepozornego Fiata, z drugiej jednak (o tym pomyślałem znacznie później), zastanawiałem się, co by było, gdyby ten zawodnik nie hamował, tylko zepchnął mnie na przeciwległy pas, na czołówkę!?