Fiat Panda actual 1.1 benzyna z 03.2009r.

Ale od jakiegoś czasu (cztery lata) nie dają mi spokoju odgłosy które pojawiają się chwilę po uruchomieniu silnika po dłuższym staniu np po nocy i teraz już w temperaturze tak -5 stopni, a kiedyś pojawiało się to przy -18 stopniach i więcej. Dźwięk można przyrównać do skrzeczenia wrony który po jakimś czasie (około 1-4 minuty) w zależności od temperatury mija i już więcej nie pojawia się, aż do kolejnego długiego stania co najmniej te 10 godzin. Pojawiało się to po wymianie alternatora pod koniec 2013r. Tam gdzie był wymieniony został ponownie sprawdzony i nic nie wykazało. Dalej do dziś skrzeczy przy minusowej temp.

Ale też jest jeszcze jeden objaw, Pojawia się jakieś około minuty po uruchomieniu silnika i jest to odczuwalne silniej lub mocniej w zależności o minusowej temperatury (przy temperaturze powyżej 0 stopni tego efektu w ogóle nie ma). Czasem jest delikatne szarpnięcie silnikiem i powtarza się to ze dwa czasami ze trzy razy w odstępie 10-20 sekund, potem jest już ok, a czasem jest to bardzo silne szarpnięcie jak by coś by chciało zatrzymać silnik ale za chwilę wraca wszystko do normy i tak 3-4 razy - ale to ma miejsce przy dość niskich temperaturach tak było z niedzieli na poniedziałek z rana w okolicy -11 stopni i po 2 dniowym staniu - tutaj myślę o rozrządzie czy może on coś tutaj szwankuje. Niby był wymieniony w styczniu 2015r. no i ze względu na przebieg jeszcze mam czas 2 lata na wymianę.

I jeszcze jeden problem, otóż jakiś czas temu po 2 dniowym staniu zaraz po odpaleniu silnika wskaźnik temperatury skacze na maksa i zaświeca się czerwona lampka, a po 2-3 sekundach spada do zera i dalej jak zawsze standard, po upływie kilku minut dociera wskazówka do środka i jest stabilna, zero skoków stoi jak wryta. Okazało się że płynu w chłodnicy było ciut poniżej minimum. Dolałem i wszystko było ok. Wczoraj sytuacja powtórzyła się. Sprawdziłem płyn w chłodnicy i jest na maxa tak jak wlałem wcześniej.

Proszę o jakieś wskazówki co może dolegać "paździoszkowi"